Archiwum miesięczne: kwiecień 2018

Wiosna nad Balatonem, w Skaryszaku, a także wśród ambasad [ok. 35 km]

Kolejny weekend kwietnia powitał nas super pogodą. Wszystko powoli zaczęło pięknie kwitnąć, postanowiliśmy więc czym prędzej ruszyć na małą relaksującą przejażdżkę, połączoną z wiosennymi widokami.

Przez Most Siekierkowski udaliśmy się najpierw na Gocław. Do połowy lat 70-tych XX w. na tych terenach zlokalizowane było lotnisko rekreacyjno-sportowe, którego istnienie upamiętniono później w tutejszych nazwach ulic (np. Samolotowa, Polskich Skrzydeł czy Awionetki RWD). Kiedy potrzeby mieszkaniowe w Warszawie rosły, postanowiono wybudować tu osiedle. Co ciekawe, było to pierwsze osiedle w stolicy, na którego projekt rozpisano międzynarodowy konkurs architektoniczno-urbanistyczny.

Pokręciliśmy się po jego uliczkach i podwórkach, fotografując drzewa pełne kwiatów.

Następnie skierowaliśmy się nad jezioro Balaton. Ponoć nazwę temu zalewowi nadano w latach 70-tych, kiedy to młodzież z pobliskich szkół przychodziła tu całymi klasami w celach towarzyskich… Jeziorko nie było wtedy zabudowane blokami, a ówcześni nastolatkowie mogli tu przenieść się w wyobraźni do modnych wówczas węgierskich kurortów.

Znad Balatonu ruszyliśmy nad drugie jezioro – Gocławskie, leżące pomiędzy Gocławiem a Saską Kępą. Minęliśmy powstałe tam niedawno osiedla o ciekawej architekturze.

Kierowaliśmy się wzdłuż Kanału Wystawowego (jego nazwa wzięła się od planowanej tu w okresie międzywojennym Wielkiej Wystawy Krajowej. Miała ona przyczynić się do rozwoju tych terenów oraz ekskluzywnej willowej dzielnicy Saskiej Kępy. Jednak wystawa finalnie nie doszła do skutku).

Dojechaliśmy nad Kamionek. Kiedyś (już w XII w.) znajdowała się tu wieś Kamion, na terenie której dwukrotnie odbyły się wybory władcy Polski (w wyniku których wybrano Henryka Walezego i Augusta III Sasa).

I kolejne praskie jezioro – Kamionkowskie, znad którego udaliśmy się wgłąb Parku Skaryszewskiego.

Park Skaryszewski jest zabytkiem (został wpisany do rejestru w 1973 r.). Na jego terenie znajduje się 280 gatunków drzew i krzewów! W 2009 r. został uhonorowany tytułem Najpiękniejszego Polskiego Parku w konkursie Briggs&Stratton, a w jego europejskiej edycji zdobył trzecie miejsce.

Jedną z ciekawszych rzeźb, które można oglądać w parku jest “Rytm” Henryka Kuny. Powstała w 1923 r., a jej pierwowzór z hebanu można zobaczyć w Muzeum Narodowym.

Na cokole dostrzec można ślady po pociskach – pochodzące prawdopodobnie z Powstania Warszawskiego.

Na uroczym wzgórzu nad Stawem Łabędzim, stoi inna rzeźba, “Kąpiąca się” z 1928 r. autorstwa Olgi Niewskiej. Postać kobiety ma 178 cm i waży prawie pół tony.

Na skraju ogrodu różanego upamiętniono poległych w 1944 r. lotników brytyjskich. Załoga rozbitego w tym miejscu samolotu Brytyjskich Sił Powietrznych RAF zginęła niosąc pomoc powstańcom.

Dzisiaj ta część parku była zdecydowanie najpiękniejsza,  a to za sprawą wielkich kwitnących magnolii.

Po środku rosarium stoi “Tancerka” Stanisława Jackowskiego – pierwsza rzeźba, jaką ustawiono w “Skaryszaku”.

Z powrotem na drugą stronę miasta dostaliśmy się Mostem Świętokrzyskim. Widok na praską część:

oraz na lewobrzeżne bulwary:

Wzdłuż Wisły, dotarliśmy do terenów Ujazdowa. Tutaj skręciliśmy nad Kanał Piaseczyński, przejeżdżając przez Osiedle Szwoleżerów. Osiedle, zaprojektowane przez wybitną architektkę, Halinę Skibniewską, jest przykładem powojennego modernizmu w kameralnej skali. Autorka przywiązywała ogromną wagę nie tylko do samych budynków, ale i do urbanistyki – między blokami mamy dziedzińce, gdzie wśród zieleni odnajdziemy skomponowane pozostałości rzeźb i kamiennych waz, pochodzące ze zniszczonego pałacu w Brzezince. Dodatkowo, Skibniewska nie zapomniała o małej architekturze – jak ażurowe murki i ławeczki. Niestety chyba zbyt zamyśleni, zapomnieliśmy o zdjęciach… Polecamy jednak tu zajrzeć, jeśli będziecie w okolicy.

Z osiedla wjechaliśmy prosto na ulicę ambasad – czyli ul. Kawalerii. Tutaj uwagę zwraca przede wszystkim budynek Ambasady Królestwa Niderlandów*.

Aby opisać jego walory architektoniczne, chcielibyśmy oddać głos ekspertom – pozwoliliśmy sobie zatem udostępnić link do filmiku Radosława Gajdy z Architecture is a Good Idea:

Z ul. Kawalerii znowu wyjechaliśmy na ul. Szwoleżerów, na końcu której trafiliśmy na opuszczony budynek. Jak się okazało, po raz drugi tego dnia zetknęliśmy się z tematyką kontaktów polsko-węgierskich – mieściło się tu bowiem kiedyś Węgierskie Biuro Handlowe. Budynek powstał w 1972 r. pod kierunkiem arch. Jana Zdanowicza. Rok później otrzymał tytuł “Mistera Warszawy”, nagrodę przyznawaną w czasach PRL najwybitniejszym realizacjom architektonicznym.

Węgierska Ekspozytura Handlowa posiadała podobno ekskluzywnie urządzone wnętrza. Na parterze znajdowały się przeszklone sale ekspozycyjno-handlowe, a na górze, na którą prowadziły spiralne schody – pokoje biurowe.

Użyte do budowy materiały były wysokiej jakości, co widać nawet dzisiaj – mimo, że budynek stoi pusty i nieużywany, pozostaje w całkiem niezłym stanie. Niektóre elementy elewacji pokryte są malutkimi czarno-białymi kafelkami.

Projektanci uszanowali też istniejącą tu wcześniej przyrodę – drzewa wkomponowano w zadaszenie.

Szkoda, że budynek pozostaje nieużytkowany…

Jako, że powoli nadchodziła pora odpowiednia na obiad, postanowiliśmy kierować się w w stronę domu – najpierw przez okolice Łazienek ulicą Podchorążych, potem Belwederską dojechaliśmy do Parku Promenada. Tam wdrapaliśmy się na skarpę do Morskiego Oka i postanowiliśmy już tutaj poszukać miejsca na smaczny posiłek, aby zakończyć tę trochę leniwą przejażdżkę w bardzo przyjemny sposób :)

 

Trasa:

Pobieranie

 

* więcej informacji na temat ambasady można znaleźć jeszcze tu:

http://www.bryla.pl/bryla/7,85301,23364851,ambasada-krolestwa-niderlandow-w-warszawie-lamie-stereotypy.html

 

Wiosenny rekonesans [ok. 54 km]

Tegoroczny kwiecień przywitał nas cudowną pogodą, żal byłoby nie wykorzystać więc niedzieli na pierwszą małą wycieczkę. Jeszcze tydzień temu sypał śnieg, a dziś mieliśmy około 20 stopni i na drzewach zaczęły pojawiać się już malutkie pączki. Postanowiliśmy zatem wybrać się na sprawdzoną, przyjemną trasę, idealną naszym zdaniem na rozruszanie się po zimie: z Ursynowa – nad Wisłą do Konstancina i z powrotem przez Powsin.

Przejeżdżając przez Wilanów, skręciliśmy w ul. Vogla, następnie w ul. Sytą. Na tutejszym Stawie Zawadowskim spotkaliśmy łabędzie.

Za chwilę wjechaliśmy na nadwiślański wał. Po drodze minęliśmy tereny Rezerwatu Wyspy Zawadowskie:

Jak widać poniżej, piękna pogoda przyciągnęła tłumy rowerzystów.

W Ciszycy odbiliśmy na Opacz. Dopiero tutaj udało nam się dostrzec pierwsze wiosenne kwiatki:

Zanim dojechaliśmy do Konstancina minęliśmy dwór w Oborach.

W Konstancinie postanowiliśmy zrobić sobie przerwę na lody (na podobny pomysł wpadło chyba pół miasta).

Chwilę pokręciliśmy się jeszcze po tutejszych uliczkach i skierowaliśmy się do Powsina.

Takich tłumów jeszcze tu nigdy nie widzieliśmy – ludzie nie mieścili się nawet na wielkiej polanie, układali się ze swoimi grillami nawet na sąsiednim polu. Być może, oprócz pięknej pogody, był to również efekt zamkniętych w niedzielę sklepów…

Wracając udało nam się odnaleźć jeszcze trochę kwiatków.

Niestety po powrocie na Ursynów nie udało nam się zakończyć naszej wycieczki tradycyjnie pizzą – tu również wszystko było zatłoczone i ciężko było znaleźć jakiekolwiek miejsce na obiad… ale może następnym razem!

 

Trasa:

Pobieranie