Archiwum miesięczne: sierpień 2016

Zalesie Dolne [ok. 52 km]

W gorące popołudnie 28 sierpnia wybraliśmy się do Zalesia Dolnego, gdzie odbywał się właśnie festiwal Otwarte Ogrody. Zalesie, pełne uroku i usytuowane w lesie, od 64 lat jest dzielnicą Piaseczna.

Na początku, wstąpiliśmy na teren przedwojennej willi mieszczącej w sobie galerię sztuki – “Kolonię Artystyczną”.

W związku z festiwalem, wystawiono tu przypominające hologramy rzeźby autorstwa Rob Roya.

Artysta ma w swoim dorobku ponadto obrazy, grafiki czy murale. Jest także projektantem mebli, jak i samych wnętrz mieszkalnych.

Następnie podjechaliśmy nad stawy znajdujące się koło rzeki Jeziorki. Na zdjęciach może tego nie widać, ale plaże wokół nich były tego dnia oblegane przez mieszkańców.

Kolejnym przystankiem był Dom Zośki, czyli willa z 1929 r., zamieszkiwana w okresie letnim przez znanego również z książki “Kamienie na szaniec”, podporucznika AK Tadeusza Zawadzkiego “Zośkę”. Rodzina Zawadzkich organizowała tu także spotkania konspiracyjne Polskiego Państwa Podziemnego.

Aby dom nie popadł w ruinę, zbierane są obecnie fundusze na jego remont i stworzenie tu placówki muzealnej. Odbywa się to w ramach fundacji “Dom Zośki”.

W drodze powrotnej przejechaliśmy z kolei przez miejscowość o wdzięcznej nazwie: Jazgarzewszczyzna (nie mogliśmy oprzeć się pokusie zrobienia zdjęcia tabliczce)..

Dalej kierowaliśmy się już na Ursynów.

Z planowanej krótkiej przejażdżki wyszła nam całkiem przyjemna i dość ciekawa wycieczka.

 

Trasa:

Pobieranie

Warszawskie parki [ok. 30 km]

Sierpniowy weekend zapowiadał się słonecznie i leniwie, postanowiliśmy więc pozostać w mieście i trochę się zrelaksować. Wzięliśmy jednak rowery, ale wycieczka była dość spontaniczna, spokojna i lekka. Wybraliśmy drogi, które poprowadziły nas przez warszawskie parki.

Oczywiście nie udało nam się odwiedzić wszystkich – mnogość parków w stolicy widać chociażby tutaj.

Zaczęliśmy od Dolinki Służewieckiej i niedawno wybudowanego tu Służewskiego Domu Kultury, wychwalanego (i nagradzanego) za swoją delikatną i minimalistyczną architekturę.

Rzeczywiście kompleks nie rzuca się za bardzo w oczy. Geometryczne, drewniane budynki wyłaniają się z zieleni, nie są przytłaczające, ani nie nawiązują zbyt przesadnie do byłej wiejskości tych terenów.

Na drewnianych schodach, przypominających nieco teatr, można sączyć w słoneczne dni napoje z tutejszej kawiarenki. Obok płynie Potok Służewiecki.

Charakter miejsca dobrze określił Filip Springer: “Swojskość zamknięta w nowoczesności. Albo nowoczesność ze swojską nutą.” *

Miejsce to kryje w sobie różne niespodzianki, nie kojarzące się na co dzień ze zwykłymi domami kultury – można spotkać tu np. kozy (zbudowano dla nich specjalną zagrodę), ule z pszczołami, ogródek, w którym rosną warzywa czy elementy rekreacyjne jak ścianka wspinaczkowa.

Na stronie internetowej Domu Kultury możemy dowiedzieć się o aktualnie organizowanych wydarzeniach – filmach, koncertach, dyskusjach literackich czy atrakcjach dla dzieci.

Po paru chwilach ruszyliśmy w stronę Parku Arkadia i Królikarni.

Historycznie w miejscu tym mieścił się pałac z ogrodem (wybudowany wg projektu Tylmana z Gameren) należący do księcia Stanisława Lubomirskiego. Później założony został tutaj zakład wodoleczniczy, a Wierzbno zaczęło funkcjonować jako uzdrowisko. Sama nazwa tej części Warszawy wzięła się ponoć od tutejszych posiadłości określanych mianem “Pod wierzbą”.

Do dzisiejszych czasów niestety pałac nie dotrwał – został zniszczony podczas II wojny światowej.

Wyjeżdżając z Arkadii przecięliśmy ulicę Dolną i wjechaliśmy do parku Promenada, który następnie łączy się z Parkiem Szustrów i Morskim Okiem.

Niegdyś istniał tu ogród rozrywki, który według varsavianisty Jerzego S. Majewskiego “nie przyciągał eleganckiej publiczności”. Na początku XX w. odbywały się w nim m. in. pokazy muzyczno-cyrkowe, przedstawienia teatralne czy walki… kobiet. Więcej o tym miejscu znaleźć można w interesującym artykule “Ogród Rozrywki: tu przed wojną imprezowali utracjusze”.

Tego dnia mijaliśmy natomiast  jedynie warszawiaków wylegujących się na trawie, czytających książki czy też zabawiających się ze swoimi pupilami.

Park Morskie Oko powstał jako romantyczny kompleks ogrodowo-pałacowy zaprojektowany dla księżnej Izabeli Czartoryskiej, który później trafił do Anny z Tyszkiewiczów Potockiej. Był on nazywany z francuskiego „Mon coteau” (czyli „moje wzgórze”).

W drodze do kolejnego z warszawskich parków, czyli na Pola Mokotowskie, zatrzymaliśmy się najpierw na obiad, jakby nie było inaczej – na pizzę. Gorąco polecamy restaurację Gli Italiani. Po smakowitym obiedzie szybko znaleźliśmy się już na Polach.

Kiedyś mieścił się tu tor wyścigów konnych (przeniesiony potem na Służewiec) oraz lotnisko. Do tego ostatniego nawiązuje obelisk znajdujący się na terenie parku oraz pomnik Lotników Polskich poległych w II wojnie światowej.

Na zdjęciu staw w centralnej części parku.

Kolejnym terenem zielonym, jaki odwiedziliśmy tego dnia był park Zasława Malickiego na Ochocie. Nosi on nazwę od architekta pobliskiego osiedla, który przeciwstawił się zasypaniu stawu widocznego na zdjęciu poniżej.

Przez następny park “Forty Korotyńskiego” jechaliśmy dalej w stronę Szczęśliwic.

Do Parku Szczęśliwickiego wjechaliśmy od strony Glinianek Szczęśliwickich. W tutejszych wyrobiskach wydobywano kiedyś glinę. W tle na zdjęciu dostrzec można kopułę centrum handlowego Blue City.

Na terenie znajduje się słynna Górka Szczęśliwicka, o wysokości 152 m n.p.m., dzięki czemu stanowi najwyższy punkt w Warszawie. Mieści się na niej wyciąg narciarski. Sama trasa ma 227 metry długości.

Górka została sztucznie usypana w latach 50. XX w. Wcześniej na tych terenach stacjonowały z kolei tabory cygańskie.

W drodze powrotnej minęliśmy jeszcze Skwer Dobrego Maharadży, po czym znów wjechaliśmy na Pola Mokotowskie.

Wycieczkę zakończyliśmy w parku Romana Kozłowskiego znajdującym się na północnym Ursynowie.

Przejechaliśmy przez alejki parkowe pełne jabłoni, które pozostały tu jeszcze z dawnych ogródków działkowych.

Wycieczkę postanowiliśmy zakończyć z przytupem i wjechać na sam szczyt Kopy Cwila.

Stąd mogliśmy oglądać Ursynów z góry.

Jakiś czas temu istniał tu nawet wyciąg narciarski. Dziś przypomina o tym pozostała betonowa płyta.

Nazwa kopy wzięła się zaś od nazwiska inżyniera, który wpadł na pomysł usypania tu górki (z wykopów pod budowę domów i dróg).

* Filip Springer, Księga zachwytów, 2016, Warszawa, Wydawnictwo Agora

 

Trasa:

Pobieranie

 

Wielki odpust, strażacy w habitach i niezwykły pałac Ogińskiego – czyli wycieczka po okolicach Błonia [ok. 66 km]

Wycieczkę zaczęliśmy w Błoniu, czyli jednej z najstarszych osad na Mazowszu. Dojeżdżając od strony Warszawy mija się tereny dawnego grodziska (datowanego na XI-XIII w.), które stanowiło siedzibę książąt mazowieckich.

Wyruszyliśmy spod ratusza (zbudowanego według projektu Henryka Marconiego). Kawałek dalej trafiliśmy na nowo zaprojektowany park “Bajka”, zapełniony rodzinami korzystającymi z jego atrakcji (np. wielkich leżaków, szachów, boisk do gry w bule, krzywych zwierciadeł, siłowni, placów zabaw i innych).

Park znajduje się na tyłach domu kultury. Tuż obok stoi dworek “Poniatówka” (zabytek z XVIII/XIX w.), który niestety był akurat remontowany.

Przejeżdżając dalej przez miejscowość Pass, minęliśmy pałac z ok. 1830 r.

Spory kawałek naszej trasy prowadził wzdłuż rzeki Utraty.

Wkrótce dotarliśmy do wsi Paprotnia, gdzie mieści się klasztor Franciszkanów Niepokalanów, założony przez Maksymiliana Kolbego. Po II wojnie światowej i śmierci o. Kolbego w Oświęcimiu, kościół stał się sanktuarium, które masowo odwiedzać zaczęli pielgrzymi.

W klasztorze, oprócz prowadzonego przez zakonników wydawnictwa, radia i telewizji, działa również ochotnicza straż pożarna. Bardzo prawdopodobne, że jest to jedyna w Polsce drużyna, w której strażacy wyjeżdżają na akcje w habitach…

Przez teren wokół sanktuarium zmuszeni byliśmy przejść piechotą, ponieważ odbywał się akurat odpust, tłumnie odwiedzany przez okolicznych mieszkańców. Przedzierając się przez stoiska z kolorowymi wiatraczkami, watą cukrową i innymi odpustowymi atrakcjami, posililiśmy się jeszcze obwarzankami i ruszyliśmy dalej.

p1180249a

Przy torach na tutejszej stacji kolejowej podeszliśmy jeszcze do figury Matki Boskiej Niepokalanej, ocalałej podczas wysadzenia przez polskich partyzantów niemieckiego pociągu.

W pobliskim Teresinie wjechaliśmy z kolei na teren parku przy pałacu Epsteinów. Rodzina ta była jedną z najbogatszych w czasach Królestwa Polskiego (byli to bankierzy). Pałac postanowiono wznieść w stylu francuskiego neorenesansu i neobaroku.

Natomiast w parku oglądać można wiele pięknych i okazałych drzew.

Przejeżdżając przez Szymanów minęliśmy neobarokowy kościół.

A kawałek dalej przejechaliśmy koło domu matki malarza Józefa Chełmońskiego.

Następnie dotarliśmy do pałacu Lubomirskich (XVIII/XIX w.). Od 1902 r. kompleks należy do Sióstr Niepokalanek, które prowadzą tu prywatne gimnazjum i liceum

Z Szymanowa kierowaliśmy się dalej na Guzów. Niestety całą dotychczasową jazdę mocno utrudniał nam silny wiatr wiejący prosto w twarz… Na szczęście wkrótce zrobiliśmy sobie kolejny przystanek, aby obejrzeć pałac należący kiedyś do rodziny Ogińskich. Słynny kompozytor, autor m.in. poloneza “Pożegnanie Ojczyzny” urodził się tu w 1765 r.

Budynek pałacu był później (kiedy nabyła go rodzina Sobańskich) przebudowywany na wzór francuskich zamków znad Loary. Wewnątrz znajdowały się stylowe meble, rzeźby i obrazy wybitnych malarzy (np. Jana Matejki czy Olgi Boznańskiej).

Niestety podczas II wojny światowej pałac został zajęty, a następnie rozgrabiony i zniszczony przez niemieckie kwatermistrzostwo. Podobno w 1939 r. sam Hitler urządził tutaj raut, świętując podpisanie aktu kapitulacji Warszawy. Później weszła tu również Armia Czerwona.

p1180262

Po wojnie w pałacu mieściło się jeszcze biuro cukrowni. Budynek nie był remontowany, popadał w coraz większą ruinę. Obecnie znajduje się znowu w rękach rodziny Sobańskich i czeka na gruntowny remont.

Przy pałacu znajduje się także kaplica pw. św. Feliksa.

Na tyłach pałacu, za ogrodem trafiliśmy jeszcze na cmentarz i głaz upamiętniający żołnierzy I wojny światowej.

Wracając do Błonia zahaczyliśmy jeszcze o miejscowość Wiskitki, powstałą w XIII w. i będącą celem wypraw łowieckich królów Polski.

Teraz mogliśmy już znacznie zwiększyć tempo, jako że jechaliśmy wreszcie z wiatrem. Dodatkowo motywowały nas złowieszcze chmury gromadzące się nad naszymi głowami. Do Błonia udało się nam dotrzeć szczęśliwie na sucho, a kolorowe niebo dostarczyło nam wiele estetycznych wrażeń.

Wycieczkę zakończyliśmy oczywiście pizzą, w restauracji przy rynku – polecamy to miejsce :)

Chcieliśmy jeszcze dodać, że tuż po naszym posiłku, kiedy wsiadaliśmy już do samochodu, zaczęło właśnie kropić. Wyjeżdżając z Błonia, na niebie pojawiła się piękna ogromna tęcza. Nasza trasa do domu prowadziła prosto na nią, a następnie ku jej końcowi – gdzie oczywiście trzeba szukać ukrytego skarbu :) . Dodatkowe efekty wizualne zapewniały przelatujące przez nią samoloty z pobliskiego lotniska Okęcie…

W ten sposób wycieczka po tutejszej okolicy zostanie przez nas na pewno zapamiętana na długo!

 

 

Trasa:

Pobieranie

 

 

 

 

Nawigacyjny Rajd Rowerowy – Twierdza [ok. 41* km]

Drugi z organizowanych w tym roku Nawigacyjnych Rajdów Rowerowych prowadził przez tereny Bemowa, a dokładniej wokół znajdujących się tu fortów carskiej Twierdzy Warszawa.

Start wyznaczony został przy ul. Księżycowej, na skraju bemowskiego lasu.

Jedne z pierwszych pytań dotyczyły obiektów mieszczących się przy lotnisku Warszawa-Babice.

Wkrótce dotarliśmy do terenów Legii, przy ulicy Waldorffa. Tam, odkryliśmy w zaroślach ruiny istniejącego tu kiedyś hipodromu.

Kolejne pytania zaprowadziły nas do samego Fortu Bema.

Fort został zbudowany w latach 1886-1890 w ramach wewnętrznego pierścienia Twierdzy Warszawa. Pierwotnie nazywany był Fortem P (od nazwy istniejącej tu ówcześnie wsi Parysów).

Dziś jest to obszar rekreacyjny – wokół fortu można pływać m.in. na rowerach wodnych.

Pogoda niestety nam nie dopisywała. Mniej więcej w połowie trasy rozpadało się na dobre. Postanowiliśmy w związku z tym skryć się pod dachem pobliskiego sklepu i przekąsić coś na pocieszenie.

Jak zauważyliśmy, inni z tej zmiany aury chyba byli zadowoleni;)

Na szybkie przejaśnienie nie mieliśmy co liczyć – niebo było całkowicie zachmurzone, a prognozy pogody w naszych telefonach tylko to potwierdzały. Postanowiliśmy się jednak nie poddawać. Ruszyliśmy więc dalej. W dość szybkim tempie odwiedziliśmy m.in. tereny Wojskowej Akademii Technicznej, a następnie już zupełnie przemoknięci dotarliśmy do osiedla Boernerowo.

Na jego terenie mieściła się kiedyś Transatlantycka Radiostacja Nadawcza. Powstała w latach 20. XX wieku, jako ogromna inwestycja komunikacyjna. Podczas II  wojny światowej została jednak zniszczona. Osiedle zbudowane wokół niej (z inicjatywy pułkownika Ignacego Boernera, od którego nazwiska przyjęło nazwę) istnieje do dzisiaj.

Rajd zakończyliśmy w okolicy ul. Radiowej. Kiedy dotarliśmy do wyznaczonej mety akurat przestało padać… Pozostało nam więc szybko udać się na rozgrzewający obiad. Wybraliśmy w tym celu jedną z bemowskich pizzerii – nie wymienimy tutaj jednak jej nazwy, ponieważ nie okazała się ona godna polecenia…

 

* 41 km – taki dystans przebyliśmy razem z dojazdami do startu oraz z mety do domu. Organizatorzy rajdu oceniają długość jego trasy na 18 km.

Trasa:

Pobieranie