Sierpniowy weekend zapowiadał się słonecznie i leniwie, postanowiliśmy więc pozostać w mieście i trochę się zrelaksować. Wzięliśmy jednak rowery, ale wycieczka była dość spontaniczna, spokojna i lekka. Wybraliśmy drogi, które poprowadziły nas przez warszawskie parki.
Oczywiście nie udało nam się odwiedzić wszystkich – mnogość parków w stolicy widać chociażby tutaj.
Zaczęliśmy od Dolinki Służewieckiej i niedawno wybudowanego tu Służewskiego Domu Kultury, wychwalanego (i nagradzanego) za swoją delikatną i minimalistyczną architekturę.
Rzeczywiście kompleks nie rzuca się za bardzo w oczy. Geometryczne, drewniane budynki wyłaniają się z zieleni, nie są przytłaczające, ani nie nawiązują zbyt przesadnie do byłej wiejskości tych terenów.
Na drewnianych schodach, przypominających nieco teatr, można sączyć w słoneczne dni napoje z tutejszej kawiarenki. Obok płynie Potok Służewiecki.
Charakter miejsca dobrze określił Filip Springer: “Swojskość zamknięta w nowoczesności. Albo nowoczesność ze swojską nutą.” *
Miejsce to kryje w sobie różne niespodzianki, nie kojarzące się na co dzień ze zwykłymi domami kultury – można spotkać tu np. kozy (zbudowano dla nich specjalną zagrodę), ule z pszczołami, ogródek, w którym rosną warzywa czy elementy rekreacyjne jak ścianka wspinaczkowa.
Na stronie internetowej Domu Kultury możemy dowiedzieć się o aktualnie organizowanych wydarzeniach – filmach, koncertach, dyskusjach literackich czy atrakcjach dla dzieci.
Po paru chwilach ruszyliśmy w stronę Parku Arkadia i Królikarni.
Historycznie w miejscu tym mieścił się pałac z ogrodem (wybudowany wg projektu Tylmana z Gameren) należący do księcia Stanisława Lubomirskiego. Później założony został tutaj zakład wodoleczniczy, a Wierzbno zaczęło funkcjonować jako uzdrowisko. Sama nazwa tej części Warszawy wzięła się ponoć od tutejszych posiadłości określanych mianem “Pod wierzbą”.
Do dzisiejszych czasów niestety pałac nie dotrwał – został zniszczony podczas II wojny światowej.
Wyjeżdżając z Arkadii przecięliśmy ulicę Dolną i wjechaliśmy do parku Promenada, który następnie łączy się z Parkiem Szustrów i Morskim Okiem.
Niegdyś istniał tu ogród rozrywki, który według varsavianisty Jerzego S. Majewskiego “nie przyciągał eleganckiej publiczności”. Na początku XX w. odbywały się w nim m. in. pokazy muzyczno-cyrkowe, przedstawienia teatralne czy walki… kobiet. Więcej o tym miejscu znaleźć można w interesującym artykule “Ogród Rozrywki: tu przed wojną imprezowali utracjusze”.
Tego dnia mijaliśmy natomiast jedynie warszawiaków wylegujących się na trawie, czytających książki czy też zabawiających się ze swoimi pupilami.
Park Morskie Oko powstał jako romantyczny kompleks ogrodowo-pałacowy zaprojektowany dla księżnej Izabeli Czartoryskiej, który później trafił do Anny z Tyszkiewiczów Potockiej. Był on nazywany z francuskiego „Mon coteau” (czyli „moje wzgórze”).
W drodze do kolejnego z warszawskich parków, czyli na Pola Mokotowskie, zatrzymaliśmy się najpierw na obiad, jakby nie było inaczej – na pizzę. Gorąco polecamy restaurację Gli Italiani. Po smakowitym obiedzie szybko znaleźliśmy się już na Polach.
Kiedyś mieścił się tu tor wyścigów konnych (przeniesiony potem na Służewiec) oraz lotnisko. Do tego ostatniego nawiązuje obelisk znajdujący się na terenie parku oraz pomnik Lotników Polskich poległych w II wojnie światowej.
Na zdjęciu staw w centralnej części parku.
Kolejnym terenem zielonym, jaki odwiedziliśmy tego dnia był park Zasława Malickiego na Ochocie. Nosi on nazwę od architekta pobliskiego osiedla, który przeciwstawił się zasypaniu stawu widocznego na zdjęciu poniżej.
Przez następny park “Forty Korotyńskiego” jechaliśmy dalej w stronę Szczęśliwic.
Do Parku Szczęśliwickiego wjechaliśmy od strony Glinianek Szczęśliwickich. W tutejszych wyrobiskach wydobywano kiedyś glinę. W tle na zdjęciu dostrzec można kopułę centrum handlowego Blue City.
Na terenie znajduje się słynna Górka Szczęśliwicka, o wysokości 152 m n.p.m., dzięki czemu stanowi najwyższy punkt w Warszawie. Mieści się na niej wyciąg narciarski. Sama trasa ma 227 metry długości.
Górka została sztucznie usypana w latach 50. XX w. Wcześniej na tych terenach stacjonowały z kolei tabory cygańskie.
W drodze powrotnej minęliśmy jeszcze Skwer Dobrego Maharadży, po czym znów wjechaliśmy na Pola Mokotowskie.
Wycieczkę zakończyliśmy w parku Romana Kozłowskiego znajdującym się na północnym Ursynowie.
Przejechaliśmy przez alejki parkowe pełne jabłoni, które pozostały tu jeszcze z dawnych ogródków działkowych.
Wycieczkę postanowiliśmy zakończyć z przytupem i wjechać na sam szczyt Kopy Cwila.
Stąd mogliśmy oglądać Ursynów z góry.
Jakiś czas temu istniał tu nawet wyciąg narciarski. Dziś przypomina o tym pozostała betonowa płyta.
Nazwa kopy wzięła się zaś od nazwiska inżyniera, który wpadł na pomysł usypania tu górki (z wykopów pod budowę domów i dróg).
* Filip Springer, Księga zachwytów, 2016, Warszawa, Wydawnictwo Agora
Trasa:
Pobieranie