Archiwum roczne: 2016

Mazowiecki Park Krajobrazowy jesienią [ok. 27 km]

Na ostatnią wycieczkę w sezonie wybraliśmy się do Mazowieckiego Parku Krajobrazowego.

Jeżdżąc po lesie zajrzeliśmy m.in. w miejsca odwiedzone przez nas jakiś czas temu – jak np. w okolice tego jeziorka. Tym razem jednak okazało się, że krajobraz wygląda nieco inaczej, a po wodzie nie ma już śladu.

Poniżej trochę innych widoczków z jesiennego lasu.

Niestety szybko zaczął doskwierać nam głód… Nasze myśli krążyły coraz bardziej wokół pizzy i możliwych jej rozmiarów. W związku z tym postanowiliśmy powoli zacząć zawracać. Obrana przez nas trasa poprowadziła przez urokliwe ścieżki.

Nazwy mijanych ulic wpisywały się w obecną aurę…

Wokół robiło się też coraz bardziej kolorowo.

Na sam koniec wycieczki dopadł nas jeszcze deszcz! Na szczęście był delikatny i za bardzo się nie ubłociliśmy :)

 

 

Trasa:

Pobieranie

Kałuszyn [ok. 45 km]

Wycieczkę zaczęliśmy w miejscowości Kałuszyn. Na rynku zobaczyć można pomnik kozła z herbu miasta – pochodzi on od klejnotu herbowego rodziny Zamojskich, do której należało to miasteczko.

Przy rynku stoi również kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.

Miasto znane jest także ostnimi laty z dość osobliwego pomnika – Złotego Ułana…

Ułan pędzący na koniu ze wzniesioną do walki szablą wykonany jest z pozłacanego brązu. Cały pomnik, wraz z granitowym cokołem, ma 8 metrów wysokości.

Jadąc dalej, w Jakubowie, mijaliśmy drewnianą zabudowę.

Przejechaliśmy również koło rzeki Rządzy, która ma w okolicy swoje źródło.

Pogoda nam cały czas dopisywała.

W miasteczku Dobre, w towarzystwie marszałka Piłsudskiego, zrobiliśmy sobie małą przerwę na ciasto biszkoptowe. Siedząc na ławeczce delektowaliśmy się przekąską i rozgrzewaliśmy w promieniach (jeszcze) letniego słońca.

Kościół w Dobrem.

Na zdjęciu poniżej, po lewej widoczny głaz narzutowy o średnicy 1,5 m w miejscowości Strzebula.

Widok pól przypominał powoli o nadchodzącej jesieni.

Na koniec, po dotarciu do Kałuszyna, podjechaliśmy jeszcze nad zalew Karczunek.

Mimo, że było jeszcze ciepło, na plaży panowały pustki – sezon letni się już najwyraźniej skończył.

Zbiornik powstał na terenach pastwisk. W sąsiedztwie dużej plaży, znajdują się także boiska do siatkówki, ścieżka edukacyjna czy plac zabaw dla dzieci.

 

 

Trasa:

Pobieranie

 

 

Mazbike w Lublinie [ok. 25 km]

Spędzając kilka wrześniowych dni w Lublinie postanowiliśmy skorzystać z wypożyczalni rowerów Nextbike i wyruszyć na małą przejażdżkę po okolicy.

Mural napotkany w drodze po rowery:

Nasz pierwszy przystanek miał miejsce w najstarszym parku Lublina: Ogrodzie Saskim, który nazwano tak na wzór znanego parku w Warszawie.

Znajduje się tu nietypowy zegar słoneczny, który jest zabytkiem z 1848 r.

Następnie, kierując się na południe, przejechaliśmy koło budynków Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, i dalej fragmentem nad Bystrzycą, aby dotrzeć w końcu nad Zalew Zemborzycki. Zbiornik ten został utworzony w latach 70. i uroczyście otwarty przez I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka.

Większa część drogi do niego prowadziła nas dość wygodną ścieżką rowerową.

Panujący upał zdążył nas jednak wymęczyć, dlatego widok budki z lodami, który ukazał się naszym oczom tuż przy zalewie, bardzo nas uszczęśliwił :)

Planowaliśmy wstępnie przejechać się wokół zalewu, jednak kiedy cali spoceni dotarliśmy na miejsce zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Przejechaliśmy jedynie na drugą stronę tamy, a następnie zawróciliśmy w stronę Starego Miasta.

Kiedy wjechaliśmy na teren dzielnicy Za Cukrownią, trasa prowadziła bardzo przyjemną ścieżką biegnącą w kierunku stadionu piłkarskiego Arena Lublin.

Niestety bardzo szybko okazała się ona być całkowicie zablokowana budową mostu, przez co zmuszeni byliśmy się wycofać. Most prowadzić ma w przyszłości właśnie na stadion (prace planuje się zakończyć wiosną 2017 r.).

Skierowaliśmy się zatem na Park Ludowy, położony nad rzeką Bystrzycą.

Dalej bulwarami dotarliśmy wkrótce na podzamcze, a naszą wycieczkę zakończyliśmy pod lubelskim zamkiem.

Odnowiony, neogotycki zamek sprawia wrażenie dopiero co wybudowanego…

Dziedziniec zamkowy:

Widok na romańską wieżę zamkową (XIII w.) i Kaplicę Trójcy Świętej (wewnątrz znajdują się freski z XIV w.).

Podczas naszego pobytu w Lublinie odbywał się akurat Europejski Festiwal Smaku – cała starówka zapełniona była stoiskami oferującymi przysmaki z różnych krajów.

Na Placu Po Farze organizowane były pokazy szefów kuchni, konkursy i koncerty.

I jeszcze na koniec – zamek nocą ;)

 

Trasa:

Pobieranie

Zalesie Dolne [ok. 52 km]

W gorące popołudnie 28 sierpnia wybraliśmy się do Zalesia Dolnego, gdzie odbywał się właśnie festiwal Otwarte Ogrody. Zalesie, pełne uroku i usytuowane w lesie, od 64 lat jest dzielnicą Piaseczna.

Na początku, wstąpiliśmy na teren przedwojennej willi mieszczącej w sobie galerię sztuki – “Kolonię Artystyczną”.

W związku z festiwalem, wystawiono tu przypominające hologramy rzeźby autorstwa Rob Roya.

Artysta ma w swoim dorobku ponadto obrazy, grafiki czy murale. Jest także projektantem mebli, jak i samych wnętrz mieszkalnych.

Następnie podjechaliśmy nad stawy znajdujące się koło rzeki Jeziorki. Na zdjęciach może tego nie widać, ale plaże wokół nich były tego dnia oblegane przez mieszkańców.

Kolejnym przystankiem był Dom Zośki, czyli willa z 1929 r., zamieszkiwana w okresie letnim przez znanego również z książki “Kamienie na szaniec”, podporucznika AK Tadeusza Zawadzkiego “Zośkę”. Rodzina Zawadzkich organizowała tu także spotkania konspiracyjne Polskiego Państwa Podziemnego.

Aby dom nie popadł w ruinę, zbierane są obecnie fundusze na jego remont i stworzenie tu placówki muzealnej. Odbywa się to w ramach fundacji “Dom Zośki”.

W drodze powrotnej przejechaliśmy z kolei przez miejscowość o wdzięcznej nazwie: Jazgarzewszczyzna (nie mogliśmy oprzeć się pokusie zrobienia zdjęcia tabliczce)..

Dalej kierowaliśmy się już na Ursynów.

Z planowanej krótkiej przejażdżki wyszła nam całkiem przyjemna i dość ciekawa wycieczka.

 

Trasa:

Pobieranie

Warszawskie parki [ok. 30 km]

Sierpniowy weekend zapowiadał się słonecznie i leniwie, postanowiliśmy więc pozostać w mieście i trochę się zrelaksować. Wzięliśmy jednak rowery, ale wycieczka była dość spontaniczna, spokojna i lekka. Wybraliśmy drogi, które poprowadziły nas przez warszawskie parki.

Oczywiście nie udało nam się odwiedzić wszystkich – mnogość parków w stolicy widać chociażby tutaj.

Zaczęliśmy od Dolinki Służewieckiej i niedawno wybudowanego tu Służewskiego Domu Kultury, wychwalanego (i nagradzanego) za swoją delikatną i minimalistyczną architekturę.

Rzeczywiście kompleks nie rzuca się za bardzo w oczy. Geometryczne, drewniane budynki wyłaniają się z zieleni, nie są przytłaczające, ani nie nawiązują zbyt przesadnie do byłej wiejskości tych terenów.

Na drewnianych schodach, przypominających nieco teatr, można sączyć w słoneczne dni napoje z tutejszej kawiarenki. Obok płynie Potok Służewiecki.

Charakter miejsca dobrze określił Filip Springer: “Swojskość zamknięta w nowoczesności. Albo nowoczesność ze swojską nutą.” *

Miejsce to kryje w sobie różne niespodzianki, nie kojarzące się na co dzień ze zwykłymi domami kultury – można spotkać tu np. kozy (zbudowano dla nich specjalną zagrodę), ule z pszczołami, ogródek, w którym rosną warzywa czy elementy rekreacyjne jak ścianka wspinaczkowa.

Na stronie internetowej Domu Kultury możemy dowiedzieć się o aktualnie organizowanych wydarzeniach – filmach, koncertach, dyskusjach literackich czy atrakcjach dla dzieci.

Po paru chwilach ruszyliśmy w stronę Parku Arkadia i Królikarni.

Historycznie w miejscu tym mieścił się pałac z ogrodem (wybudowany wg projektu Tylmana z Gameren) należący do księcia Stanisława Lubomirskiego. Później założony został tutaj zakład wodoleczniczy, a Wierzbno zaczęło funkcjonować jako uzdrowisko. Sama nazwa tej części Warszawy wzięła się ponoć od tutejszych posiadłości określanych mianem “Pod wierzbą”.

Do dzisiejszych czasów niestety pałac nie dotrwał – został zniszczony podczas II wojny światowej.

Wyjeżdżając z Arkadii przecięliśmy ulicę Dolną i wjechaliśmy do parku Promenada, który następnie łączy się z Parkiem Szustrów i Morskim Okiem.

Niegdyś istniał tu ogród rozrywki, który według varsavianisty Jerzego S. Majewskiego “nie przyciągał eleganckiej publiczności”. Na początku XX w. odbywały się w nim m. in. pokazy muzyczno-cyrkowe, przedstawienia teatralne czy walki… kobiet. Więcej o tym miejscu znaleźć można w interesującym artykule “Ogród Rozrywki: tu przed wojną imprezowali utracjusze”.

Tego dnia mijaliśmy natomiast  jedynie warszawiaków wylegujących się na trawie, czytających książki czy też zabawiających się ze swoimi pupilami.

Park Morskie Oko powstał jako romantyczny kompleks ogrodowo-pałacowy zaprojektowany dla księżnej Izabeli Czartoryskiej, który później trafił do Anny z Tyszkiewiczów Potockiej. Był on nazywany z francuskiego „Mon coteau” (czyli „moje wzgórze”).

W drodze do kolejnego z warszawskich parków, czyli na Pola Mokotowskie, zatrzymaliśmy się najpierw na obiad, jakby nie było inaczej – na pizzę. Gorąco polecamy restaurację Gli Italiani. Po smakowitym obiedzie szybko znaleźliśmy się już na Polach.

Kiedyś mieścił się tu tor wyścigów konnych (przeniesiony potem na Służewiec) oraz lotnisko. Do tego ostatniego nawiązuje obelisk znajdujący się na terenie parku oraz pomnik Lotników Polskich poległych w II wojnie światowej.

Na zdjęciu staw w centralnej części parku.

Kolejnym terenem zielonym, jaki odwiedziliśmy tego dnia był park Zasława Malickiego na Ochocie. Nosi on nazwę od architekta pobliskiego osiedla, który przeciwstawił się zasypaniu stawu widocznego na zdjęciu poniżej.

Przez następny park “Forty Korotyńskiego” jechaliśmy dalej w stronę Szczęśliwic.

Do Parku Szczęśliwickiego wjechaliśmy od strony Glinianek Szczęśliwickich. W tutejszych wyrobiskach wydobywano kiedyś glinę. W tle na zdjęciu dostrzec można kopułę centrum handlowego Blue City.

Na terenie znajduje się słynna Górka Szczęśliwicka, o wysokości 152 m n.p.m., dzięki czemu stanowi najwyższy punkt w Warszawie. Mieści się na niej wyciąg narciarski. Sama trasa ma 227 metry długości.

Górka została sztucznie usypana w latach 50. XX w. Wcześniej na tych terenach stacjonowały z kolei tabory cygańskie.

W drodze powrotnej minęliśmy jeszcze Skwer Dobrego Maharadży, po czym znów wjechaliśmy na Pola Mokotowskie.

Wycieczkę zakończyliśmy w parku Romana Kozłowskiego znajdującym się na północnym Ursynowie.

Przejechaliśmy przez alejki parkowe pełne jabłoni, które pozostały tu jeszcze z dawnych ogródków działkowych.

Wycieczkę postanowiliśmy zakończyć z przytupem i wjechać na sam szczyt Kopy Cwila.

Stąd mogliśmy oglądać Ursynów z góry.

Jakiś czas temu istniał tu nawet wyciąg narciarski. Dziś przypomina o tym pozostała betonowa płyta.

Nazwa kopy wzięła się zaś od nazwiska inżyniera, który wpadł na pomysł usypania tu górki (z wykopów pod budowę domów i dróg).

* Filip Springer, Księga zachwytów, 2016, Warszawa, Wydawnictwo Agora

 

Trasa:

Pobieranie