Archiwum miesięczne: czerwiec 2012

Żyrardów i Radziejowice [ok. 97 km]

W ostatni, upalny weekend czerwca wybraliśmy się na kolejną wycieczkę wspomaganą pociągiem. Przy okazji ślemy pozdrowienia dla sympatycznego pana z przedziału!

Postanowiliśmy odwiedzić Żyrardów, miasto wyjątkowe w skali całej Europy. Stanowi on przykład modelowego miasta ogrodu, z podziałem na część fabryczną i mieszkalną. Jego historia rozpoczęła się w 1833 r., kiedy to utworzonu tu fabrykę lnu. Nazwisko pierwszego dyrektora zakładów, Filipa de Girard, dało również nazwę miastu. Co niezwykłe jak na owe czasy, pracownikom fabryki zapewniono opiekę socjalną – mieszkania, szpital, pralnię, szkoły czy kościoły.

Po dojechaniu na miejsce, wysiedliśmy na dworcu kolejowym, zbudowanym w stylu dworku polskiego. Dalej ruszyliśmy zwiedzać już na rowerach.

Układ urbanistyczny Żyrardowa jest jedynym zachowanym w Europie tego typu układem z przełomu XIX i XX w, dlatego też został uznany za pomnik historii. Nawet podczas Wystawy Światowej w Paryżu w 1900 r. przedstawiano Żyrardów jako wzorcowe i unikalne miasto.

Wizytę zaczęliśmy od części robotniczej osady fabrycznej.

Domy tkaczy:

Minęliśmy po drodze neogotycki kościół zaprojektowany przez Józefa Piusa Dziekońskiego, a wzorowany na katedrze w Kolonii.

Kościół znajduje się przy głównym placu, z którego widać też Nową Przędzalnię.

Len produkowano w przędzalni do końca lat 90. XX w. Budynek ten był jednym z najnowocześniejszych na terenie osady fabrycznej. Posiadał ogród na dachu, a monumentalna sylwetka stała się symbolem miasta. Co ciekawe, przędzalnia przetrwała obie wojny światowe, choć uratował ją niesamowity zbieg okoliczności – podczas I wojny wycofujące się wojska rosyjskie chciały wysadzić budynek. Umieściły nawet w niej materiały wybuchowe, którym podpaliły lonty – jednak wybuch sąsiednich hal fabrycznych i powstały na jego skutek pęd powietrza zadusił lonty, dzięki czemu do wybuchu nie doszło. Obecnie w Nowej Przędzalni mieszczą się lofty “de Girarda”.

Przy placu znajduje się także Dom Ludowy, który pełnił funkcję domu kultury dla pracowników zakładów lniarskich. Mieścił w sobie teatr, który przekształcono później w salę kinową.

Przejechaliśmy też koło budynku Starej Przędzalni II, w której urządzona jest w klimacie postindustrialnego designu restauracja “Szpularnia”. 

Na ul. Limanowskiego znajduje się Kantor – w jego budynku znajdował się gabinet Karola Dittricha oraz inne biura dyrektorskie. Obecnie mieści się w nim galeria Kantor Sztuki. 

Na tle czerwonych budynków z cegły odróżnia się “Pałacyk Tyrolski” w stylu szwajcarskim wzniesiony przez Karola Dittricha w 1871 r. 

Resursa to budynek spotkań miejscowej elity. Wewnątrz znajdowała się sala balowa, teatralna, biblioteka, sala bilardowa, kręgielnia czy pomieszczenia do gry w karty. Odbywały się tutaj słynne bale karnawałowe. Również dzisiaj budynek prezentuje się okazale.

W pobliżu Resursy znajdują się wille dyrektorskie zbudowane dla pracowników fabryki wyższych szczebli.

Tutejsza straż pożarna uważana była za jedną z lepiej wyposażonych w całym Królestwie Polskim. Dziś w budynku remizy strażackiej znajduje się w niej warsztat samochodowy.

Na koniec wizyty w Żyrardowie odwiedziliśmy park krajobrazowy im. Karola Dittricha – jest to park typu angielskiego, znajdujący się na terenie osady fabrycznej. Powstał w XIX w. wg pomysłu Karola Dittricha.

Wizyta w parku była dla nas jednym z przyjemniejszych punktów programu, ze względu na panujący tam chłód, pozwalający choć trochę odpocząć od miejskiego żaru.

W parku znajduje się także pałacyk Karola Dittricha, który jest siedzibą Muzeum Mazowsza Zachodniego. Przez obszar parku przepływa także rzeczka o wdzięcznej nazwie – Pisia Gągolina.

Po zjedzeniu żyrardowskich lodów, pełni nowej energii, ruszyliśmy przez Międzyborów i urokliwe pola…

… aż dojechaliśmy do Radziejowic. Tam przespacerowaliśmy się kawałek po pięknym parku i obejrzeliśmy pałac, powstały w XVII w (później rozbudowywany). Barokowy projekt wykonał Tylman z Gameren (nasi czytelnicy pamiętają go zapewne z Pałacu w Otwocku Wielkim).

Tutaj znowu trafiliśmy na wody Pisi Gągoliny, które tworzą malownicze stawy.

Pałac gościł wielu znamienitych artystów, jak np. Józef Chełmoński (kolekcję jego obrazów można zobaczyć wewnątrz pałacu), Juliusz Kossak, Henryk Sienkiewicz, Jarosław Iwaszkiewicz; przez 30 lat tutejszym rezydentem był też Jerzy Waldorff, na cześć którego odbywa się właśnie festiwal. Również obecnie pałac nie zatracił swej artystycznej duszy – znajduje się w nim Dom Pracy Twórczej.

W drugiej części kompleksu znajduje się m.in. modrzewiowy Dom Administratora pochodzący z przełomu XVIII i XIX w.:

Nowy Dom Sztuki – jest to zrewitalizowany w 2007 r. stary obiekt poprzemysłowy, dzięki czemu służy w celach wystawienniczo-konferencyjnych.

Do kompleksu należą także inne budynki – jak stajnie, wozownie, młyn wodny.

W parku oprócz licznych rzeźb można również zobaczyć dość intrygującą instalację artystyczną “Arka Noego”.

Po wizycie w Radziejowicach ruszyliśmy w stronę Grzegorzewic.

Po drodze natknęliśmy się na rodzinę łabędzi.

Łabędź niemy mimo swojej nazwy może wydawać dźwięki. Dorosłe samce potrafią syczeć, prychać, gwizdać, a nawet… szczekać jak szczenięta. Nie są to jednak dźwięki zbyt donośne.

Widoki po drodze nadal były niezwykle malownicze – nie ma co się dziwić, że Chełmoński wybrał te okolice do tworzenia swoich pejzaży.

Krowa i żuraw spotkane na trasie:

Kiedy zbliżaliśmy się do Grzegorzewic po raz kolejny próbowaliśmy pojechać szlakiem prowadzącym przez las – niestety i tym razem nam się to nie udało. Sam początek wyglądał dobrze, natomiast w pewnym momencie po prostu skończył się on “ślepą uliczką” (na zdjęciu). Znajdujące się na szlaku krzaki skutecznie uniemozliwiały nam jazdę. Licząc na to, że będziemy mogli ją kontynuować po drugiej stronie tych zarośli, zawróciliśmy. Udało nam się okrążyć zator inną drogą, jednak okazało się, że nasze wysiłki poszły na marne. Szlak w głębi lasu również był nieprzejezdny, a droga która nas do niego doprowadziła wiodła prosto na bagna. Z naszej sytuacji niewątpliwie mogły cieszyć się jedynie wszechobecne komary…

Szukając innych plusów – rosnące na leśnej łączce kwiatki, w tym piękne maki, umilały nam nieco te wszystkie trudy.

Gdy dotarliśmy do Grzegorzewic, nad jednym z tutejszych stawów zauważyliśmy czaple, jednak w momencie kiedy wyjeliśmy aparat odleciały…

Domek w Petrykozach prawie jak z obrazu Chełmońskiego…

Jeśli ktoś chciałby podążyć za nami, a szczególnie w tak gorący dzień, jak przypadło to nam, polecamy zaopatrzyć się obficie w napoje w Radziejowicach, ponieważ prawie do samego Tarczyna nie trafiliśmy na żaden sklep. Wycięczeni dotarliśmy w końcu na rynek w Tarczynie, gdzie udaliśmy się na obiad.

Powrót był początkowo bardzo przyjemny – wyruszyliśmy z “naładowanymi bateriami”, jednak zmęczenie szybko powróciło. Picia znowu zaczynało brakować (jednak o sklepy było już znacznie łatwiej), a upał nadal dobijał… Tempo trochę nam siadło w okolicach Piaseczna, ale w końcu bliskość domu i chłodnego prysznica kusiła na tyle, że udało nam się jeszcze zebrać resztkę sił i dotrzeć na miejsce.

 

Trasa:

Pobieranie

Puszcza Kamieniecka [ok. 50 km]

Nasza pierwsza letnia trasa prowadziła z Łochowa przez Puszczę Kamieniecką. Niegdyś urządzali sobie w niej polowania książęta mazowieccy. Nazwa wywodzi się właśnie od książęcego dworu myśliwskiego w Kamieńczyku.

 Od samego początku puszcza powitała nas swoimi wydmami i bagnami…

Puszcza ta leży w obrębie Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego i można natknąć się w niej na różne zwierzaki – sarny, dziki, łosie, borsuki czy zające, zamieszkuje ją wiele ptaków, a przylatują tu także bociany i żurawie. Wilgotne obszary porastają olsy, a suche – bory sosnowe.

Początkowo próbowaliśmy ruszyć zielonym szlakiem, jednak ścieżka albo była zarośnięta, albo podtopiona, a dodatkowe ataki spragnionych krwi Agi gigantycznych stad owadów szybko odwiodły nas od pomysłu przebicia się przez las. Zmieniliśmy więc nieco kierunek – ruszyliśmy szutrem na wschód, a następnie szosą na północ. Kiedy zatrzymaliśmy się we wsi Łojki żeby wybrać dalszą trasę, poczuliśmy, że zrobiło się naprawdę gorąco. Jak widać poniżej, upał doskwierał nie tylko nam… nawet koń szukał resztek cienia pod miejscowym sklepem.

Za miejscowością Jerzyska wróciliśmy do lasu. Tym razem musieliśmy przebijać się przez tony piachu, co trochę dało nam w kość…

W końcu dotarliśmy do Bugu. Przynajmniej tak nam się wydawało. Okazało się, że to tylko jedno z jego starorzeczy.

A oto bzyg, muchówka przypominająca osę, ale w przeciwieństwie do niej posiada wielkie oczy i tylko jedną parę skrzydeł.

Dalszą drogę postanowiliśmy pokonać trzymając się szosy i “ubitych” dróg. Tak dotarliśmy do mostu na Liwcu. Ponoć mieszkają tutaj bobry, ale nie dane było nam ich zobaczyć.

Zawijając na Łochów minęliśmy m.in. miejscowość o wdzięcznej nazwie Świniotop, a dalej Loretto, w której znajduje się sanktuarium z kopią figury Matki Boskiej z włoskiego Loreto. W czasie wojny siostry prowadziły tu tajny szpital dla żołnierzy AK, a także udzielały schronienia uciekinierom z obozu w Treblince.

i znowu trafiliśmy na Liwiec:

Po drodze przejechaliśmy także obok dworku w Julinie. Został on wybudowany przez Ignacego Paderewskiego. Jego żona Helena, urządziła w nim szkołę gospodarstwa wiejskiego dla dziewcząt. Obecnie mieści się tu Dom Dziecka.

Na koniec obejrzeliśmy jeszcze XIX-wieczny zespół pałacowo-parkowy w Łochowie, składający się z Pałacu, Oficyny, Wozowni oraz Kuchni Pałacowej. Wybudowany był przez rodzinę Hornowskich (właścicieli dóbr ziemskich w Łochowie), w 1944 r. przeznaczono go na mieszkania komunalne. To spowodowało jego dewastację. Dopiero w 2008 r. został odrestaurowany i przeznaczony na hotel wraz z centrum konferencyjno-wypoczynkowym.

Wycieczkę zakończyliśmy przed zabytkowym budynkiem stacji w Łochowie z 1866 r. (który kiedyś pełnił funkcję parowozowni). Jak widać na zdjęciu, rzeczywiście jest on mocno zabytkowy…

Dla zainteresowanych – w pobliżu znaleźć można dość oryginalne miejsce, mianowicie Muzeum Gwizdka w Gwizdałach. Jest ono jednak otwarte od poniedziałku do piątku.

Podsumowując, nasza dzisiejsza wycieczka, mimo, że nie taka długa, była dosyć wyczerpująca za sprawą zaniedbanych szlaków, mnóstwa owadów i wydmowego charakteru puszczy. Nasza zaplanowana wcześniej trasa wiodąca głównie szlakami turystycznymi musiała zostać znacznie zmodyfikowana na rzecz szos.

 

Trasa:

Pobieranie