Wycieczkę zaczęliśmy od zwiedzania Anina, a następnie udaliśmy się na południe przez Wawer, przebijając się przez lasy Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Wybierając się w te okolice można obserwować na własne oczy różnice między wymienionymi miejscowościami, o których pisze Jerzy S. Majewski w swoim spacerowniku, z którego korzystaliśmy trochę podczas dzisiejszej wyprawy: Anin i Wawer “różnią się właściwie wszystkim. Anin powstał na początku XX w. w sosnowym lesie, Wawer – 70 lat wcześniej na wydmach i mokradłach. Anin założono jako letnisko dla inteligencji, Wawer to tradycyjnie osada rzemieślników, kupców i drobnych rolników. (…) W Aninie odnajdziemy domy sławnych ludzi i drewniane “świdermajery”. W Wawrze dotrzemy do miejsc ważnych w historii Polski. Tutaj rozgrywały się bitwy powstania listopadowego, Hitler patrzył z wieży na Warszawę, a niemieccy żołnierze dokonali zbrodni, która wstrząsnęła krajem.”
W Aninie podjechaliśmy pod dom przy ul. Niemodlińskiej, gdzie wakacje spędzał często ksiądz poeta Jan Twardowski. Starał się przyjeżdżać incognito, jednak cała miejscowość od razu wiedziała, że tu jest. Podobno lubił przesiadywać w ogrodzie, a później, gdy nie mógł już wychodzić, odpoczywał na tarasie. Poza tym dużo czytał i pisał. Powstał tu jego tomik “Jeszcze jedna litania”. Z właścicielami domu wieczorami czytywał wiersze. Po śmierci księdza Twardowskiego na ogrodzeniu umieszczono jego zdjęcie, a przy ogrodzeniu stanął pamiątkowy głaz.
Następnie podjechaliśmy pod dom innego poety – Juliana Tuwima (ul. Zorzy), który mieszkał tutaj w ostatnich latach swojego życia. Rzadko widywano go na zewnątrz, ze względu na jego chorobliwy lęk przestrzeni. Tuwim jednak tutaj pracował i zapraszał znajomych. W 1953 r. wyjechał do Zakopanego, gdzie zmarł.
Dom ten jest jeszcze znany z innych wydarzeń – zamordowano w nim bowiem w 1992 r. byłego premiera Piotra Jaroszewicza z żoną.
Tuż obok można zobaczyć za to dom o nowoczesnej architekturze z interesującym akcentem – adresem namalowanym w formie graffiti. Wykonał je chłopak z ośrodka dla młodzieży z problemami (oczywiście na prośbę właścicieli budynku;)
Na ulicy Trawiastej 10 stoi od niedawna budynek biblioteki, a przed nim kamień ku pamięci kolejnego poety – Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, który mieszkał tu przez kilka lat wraz z żoną i córką. Głaz z inskrypcją odsłoniła kilka lat temu córka Kira Gałczyńska.
To właśnie Gałczyński nazwał drewniane domy o charakterystycznej dla obszaru wzdłuż linii otwockiej architekturze “świdermajerami”. My na naszej trasie mieliśmy okazję kilka z nich obejrzeć. Niestety dziś wiele się rozbiera, inne z kolei płoną lub popadają w ruinę. Jeden z nich (niestety mało widoczny), na ul. Trawiastej 16, grał nawet w “Kronice wypadków miłosnych” Wajdy.
Przy ul. Rzeźbiarskiej przystanęliśmy przy Kościele Matki Bożej Królowej Polski. Jest to ciekawa budowla, przypominająca kształtem namiot lub szałas. Oceniana jest jako jedna z najlepiej zaprojektowanych świątyń w Warszawie i okolicach. Jej autorem jest Zygmunt Stępiński (projektował m.in. Mariensztat czy Trasę W-Z). Z innych ciekawostek – przez 3 lata wikarym był tu ks. Jerzy Popiełuszko.
Jak można zobaczyć na mapie naszej trasy, przejeżdżając przez Anin mijaliśmy wiele ulic “Poprzecznych”. Na początku XX w. ulice równoległe do szosy, czyli ul. Bronisława Czecha, otrzymały taką właśnie nazwę oraz, po kolei, rzymską cyfrę od I do XII. W latach 90. władze chciały zmienić nazwy, ale mieszkańcy jednak zaprotestowali.
Dalej, wjechaliśmy w las – najpierw wąską ścieżką według szlaku, potem przenieśliśmy się na dukt (ul. Zorzy),
aż dotarliśmy do Starej Miłosnej, gdzie spotkaliśmy tego oto kotka, który wybrał się na łowy:
W Starej Miłosnej skręciliśmy na południe, w ul. Jana Pawła II, później Torfową, na końcu której natrafiliśmy na spalony dom:
Następnie w lesie trzymaliśmy się czerwonego szlaku aż do Wiązowny. Jazda nie była łatwa – na trasie wystawało mnóstwo korzeni, od czasu do czasu pojawiało się sporo piachu, na innym odcinku stały kałuże, jakby tego było mało, to jeszcze możemy dodać do tej listy wydmy. Wielkie połacie lasu były zalane – wyglądało to całkiem malowniczo,
ale niestety komary skutecznie uniemożliwiały nam robienie zdjęć. Dlatego też następne zdjęcia pstrykamy bez zsiadania z rowerów i jedziemy dalej dzielnie przez Mazowiecki Park Krajobrazowy :
W końcu dotarliśmy do Wiązowny, przejechaliśmy przez Emów i skierowaliśmy się na Józefów. Wygłodniali zatrzymaliśmy się na najlepsze (od lat) józefowskie lody :)
Wkrótce czekała nas jeszcze większa uczta… rodzinny obiadek – w tym miejscu serdecznie pozdrawiamy dziadków.
W Józefowie można również obejrzeć sobie kolejne przykłady wspomnianych wcześniej świdermajerów, w tym dom znanego i kontrowersyjnego polityka mieszkającego tutaj na co dzień. My dodatkowo trafiliśmy na odbywający się akurat odpust!
Nasza droga powrotna wiodła malowniczą ścieżką wzdłuż Wisły – najpierw koło Jeziora “Łacha”,
potem nad samą rzeką, w tym przez Rezerwat Wyspy Zawadowskie.
Na koniec, już o zmierzchu, pojechaliśmy wałem do domu.
Trasa: