Na dzisiejszą wycieczkę postanowiliśmy udać się trochę dalej od Warszawy, mianowicie do Sochaczewa i Żelazowej Woli. W tym celu skorzystaliśmy z usług Kolei Mazowieckich. Oczywiście nie obyło się bez problemów, ponieważ obecnie pociągi z dworca w Śródmieściu kursują wahadłowo najpierw do Dworca Zachodniego, a dopiero tam należy znaleźć swój pociąg docelowy – co nie jest łatwą sprawą, ponieważ wywieszone informacje mogą bardziej zmylić, niż pomóc w poszukiwaniach.
Wysiedliśmy na stacji Sochaczew. Zaraz obok znajduje się oddział Muzeum Kolejnictwa, gdzie można obejrzeć (a nawet się przejechać) sochaczewską kolejką wąskotorową.
Kolejka ta od 1922 r. woziła zarówno pasażerów jak i rozmaite towary (np. drewno z Puszczy Kampinoskiej, piasek czy produkty rolne).
Linia została zlikwidowana w latach 80. XX w., ale na pocieszenie, już w 1986 r. otwarto tu muzeum. Jak się okazuje, ekspozycja składająca się ze 130 pojazdów należy do największych w Europie!
Następnie przejechaliśmy przez teren parku i usytuowanej w nim szkoły muzycznej. Szkoła mieści się w ładnym XIX-wiecznym pałacu klasycystycznym.
Z ciekawostek, w Sochaczewie można jeszcze obejrzeć ruiny zamku książąt mazowieckich.
Niegdyś (połowa XIV w.) stał tu okazały gotycki zamek. Niestety został zniszczony podczas Potopu Szwedzkiego. Dopiero po wielu latach, pod koniec XVIII w. zamek postanowił odbudować starosta sochaczewski. Historia jednak się powtórzyła i zamek ponownie zburzono podczas insurekcji kościuszkowskiej. Od tego czasu stoi w ruinie (a raczej jego skromne resztki).
Sochaczew posiada także bardzo ładny, niedawno odnowiony rynek.
Znajduje się na nim m.in. Kościół MB Różańcowej.
Budowę zainicjowano w 1959 r. (mimo oporu komunistycznych władz), a konsekrowano go w 1970 r. Aktu tego dokonał Kardynał Stefan Wyszyński, którego pomnik wraz z Janem Pawłem II stoi przed świątynią.
Po przekroczeniu Utraty dotarliśmy do głównego punktu naszej wycieczki – Żelazowej Woli.
Nazwa tej oddalonej od Warszawy o 54 km miejscowości pochodzi prawdopodobnie od nazwiska braci Piotra i Pawła Żelazo, którzy widnieją w aktach grodzkich z 1579 r. jako płatnicy tutejszych podatków.
Chyba nie trzeba wspominać, jak słynne jest to miejsce kultu Chopina. Sam kompozytor nie przebywał tu długo. Po tym jak przyszedł tutaj na świat 1 marca 1810 r., już jesienią tego samego roku cała rodzina przeniosła się na stałe do Warszawy. Później Chopin odwiedzał Żelazową Wolę kilkukrotnie, głównie podczas wakacji i świąt. Jak głoszą przekazy, podczas tych wizyt wiele czasu spędzano na muzykowaniu, a latem fortepian wystawiano do ogrodu, gdzie Fryderyk dawał koncerty.
W 1929 r., po tym jak niestety dwór spłonął, budynek odbudowano zmieniając jego charakter – nadano mu bardziej reprezentacyjny kształt dworku polskiego. Urządzono tu muzeum Chopina, a także stworzono rozległy park.
Latem w weekendy odbywają się koncerty, podczas których pianista gra w jednym z pomieszczeń dworku, przy otwartych oknach,
a publiczność może słuchać muzyki na ławeczkach w parku, bądź spacerując alejkami.
Co ciekawe, w Żelazowej Woli urodził się także inny wybitny muzyk – skrzypek Henryk Szeryng.
Przez teren parku przepływa rzeka Utrata.
Pomimo tych atrakcji znaleźliśmy w muzeum w Żelazowej Woli też trochę minusów. Nie spodobało nam się na przykład to, że budując nowoczesne budynki przy wejściu na teren muzeum, stawiając przeszklone restauracje, kawiarenki itd. nie pomyślano już o takich elementach małej infrastruktury jak np. stojaki rowerowe (a znalazło by się na nie sporo miejsca). Na szczęście dla rowerzystów pan mieszkający naprzeciwko muzeum urządził sobie na terenie swojej posesji parking, gdzie można za drobną opłatą zostawić swój pojazd.
Poza tym w dworku jest pusto – nie znajdziemy tu żadnej pamiątki po Chopinie. A jak już wcześniej napisaliśmy, sam dworek nie przypomina już tego, w którym mieszkał kompozytor.
Po dwugodzinnym zwiedzaniu ruszyliśmy w drogę powrotną.
Wracaliśmy przez Kampinos, gdzie przy głównej drodze rosną dwa pomnikowe dęby: Fryderyk i Stefan. Pierwszy ma 26,5 m wysokości, a drugi 28,5 m.
Naprzeciwko drzew, podziwiać można barokowy drewniany kościół z XVIII w.
Kawałek dalej znajduje się klasycystyczny dwór, który ze względu na to, że obecnie znajduje się w rękach prywatnych, można oglądać jedynie na zdjęciach zamieszczonych na tablicy przed zamkniętą bramą…
W pobliskiej miejscowości Leszno, warto odwiedzić nieco zapomniany park “Karpinek”. Oprócz ładnych widoków na staw i możliwości wędkowania, czeka Was tu nie lada gratka – najgrubsze drzewo w Polsce!
Jest to topola lesznowska o 14 metrach w obwodzie. Kilka metrów nad ziemią rozdziela się ona na trzy pnie (niestety schorowane). W głównym pniu widać wielki otwór (spokojnie zmieściłby się w nim człowiek), w którym szerszenie założyły sobie gniazdo. Trzeba zatem uważać i ich nie drażnić.
Widok na staw:
W Lesznie znajduje się dodatkowo imponujący pałac (z XVIII w.) wraz z parkiem. Mieści się tu obecnie Centrum Szkoleniowo-Konsultacyjne jednego z banków.
Jeszcze jedną interesującą budowlą Leszna jest neogotycki kościół z XIX w.
Przez Zaborów i Borzęcin Duży dotarliśmy do Włoch, a raczej do Warszawy :)
Tutaj przystanęliśmy na chwilkę w parku przy Stawie Koziorożca,
a następnie udaliśmy się w kierunku jednego z najbardziej znanych budynków tej dzielnicy – Pałacu Koelichenów (z 1842 r.). Do 1928 r. właścicielem rezydencji była holenderska rodzina Koelichenów (zajmowali się u nas barwieniem tkanin). Pałac pierwotnie był neorenesansowy, ale jeszcze pod koniec XIX w. przebudowano go. W 1928 r. powstał pomysł, aby stworzyć tu letni ośrodek wypoczynkowy dla Warszawiaków. Planów oczywiście nie zrealizowano. Dziś w dawnej Sali Balowej mieści się biblioteka.
Z kolei przy ulicy Świerszcza 2 stoi inny historyczny budynek, ten jednak w przeciwieństwie do poprzedniego jest najbardziej chyba znienawidzonym obiektem dzielnicy Włochy. Tzw. “Willa Jasny Dom” stanowiła po wojnie siedzibę NKWD. W tutejszym więzieniu i katowni zginęło wiele ofiar terroru komunistycznego. Na ścianach cel w piwnicach odkryto wpisy więźniów. Jak się podaje, prawdopodobnie przetrzymywany był tu też gen. Emil Fieldorf.
Stąd udaliśmy się w kierunku Ursynowa, gdzie nasza wycieczka dobiegła końca.
Trasa:
2 Komentarze
1 ping
Irek
29 kwietnia 2014 na 07:40 (UTC 2) Link do tego komentarza
Witam serdecznie. Ciekawe odbywacie przejażdżki, ekstra zdjęcia. Życzę wielu udanych wycieczek. Pozdrawiam.
Mazbike
29 kwietnia 2014 na 23:02 (UTC 2) Link do tego komentarza
Witamy,
Bardzo dziękujemy za te miłe słowa!
Pozdrawiamy serdecznie,
Mazbike
Wzdłuż Bzury [ok. 54 km] » Rowerem po Mazowszu
29 sierpnia 2015 na 15:20 (UTC 2) Link do tego komentarza
[…] od razu na północ, za miasto. Pominęliśmy zwiedzanie samego Sochaczewa, ze względu na to, że już tu byliśmy parę lat […]