Archiwum roczne: 2011

Nawigacyjny Rajd po Mokotowie

Jesienią Muzeum Powstania Warszawskiego i Warszawska Masa Krytyczna zorganizowały grę miejską – Nawigacyjny Rajd Rowerowy. Aby wziąć w niej udział należało się zarejestrować, pobrać pytania oraz mapę i kiedy tylko miało się ochotę, wyruszyć w poszukiwaniu odpowiedzi.
Była to pierwsza edycja takiego rajdu, odbyła się na terenie dzielnicy Mokotów. Ekipa Mazbike w całości akurat urodzona na Mokotowie mogła zatem wrócić do korzeni i pokluczyć po zakamarkach tej dzielnicy.

Tutaj możecie zobaczyć rajdowe pytania i odpowiedzi

A tak wyglądała mapa rajdu:

Zaczęliśmy zatem od Parku Arkadia i Królikarni. Wiedzieliście, że żyje tam aż 80 gatunków zwierząt?
Później trasa wiodła wzdłuż Puławskiej.
Udało nam się rozszyfrować datę postawienia figury Matki Boskiej – i to bez kalkulatora :P

Odpowiedź na pytanie czwarte odczytaliśmy z tabliczki na budynku, według niej, w domu tym mieścił się sztab AK “Wachlarz” dowodzony przez płk. Remigiusza Adama Grocholskiego, ps. “Brochwicz”, “Doktór”, “Inżynier”, “Waligóra”.

Po zliczeniu głazów narzutowych przy ul. Puławskiej, trafiliśmy na skwer Olgi i Andrzeja Małkowskich, współtwórców harcerstwa w Polsce.

Z Puławskiej skręciliśmy w Racławicką i zaczęliśmy mijać sportowe przecznice, np. ul. Tenisową, Drużynową czy Piłkarską.

Przy Al. Niepodległości pytania dotyczyły m.in. Stefana Starzyńskiego czy budynku SGH.

Na ścianie przy ulicy Ligockiej znaleźliśmy stare, wojenne graffiti przedstawiające szubienicę ze swastyką, namalowane przez żołnierza Polskiego Państwa Podziemnego jako wyraz sprzeciwu wobec okupanta hitlerowskiego.

Łatwo było przegapić odpowiedź na pytanie 16, na szczęście Dżako dostrzegł legendarną warszawiankę na szczycie elewacji jednego z budynków:

Pytanie 17: “Tam, gdzie zobaczysz parę nowych zmarszczek, zejdź z roweru. Poszukaj pastuszka. Komu gra?” nastręczało problemów wielu uczestnikom rajdu. Początkowo szukaliśmy zmarszczek na ulicy i chodniku (może chodzi o stopiony, sfałdowany asfalt?), jednak zmarszczki okazały się być napisem na murze jednej z kamienic… Kiedy je odnaleźliśmy, myśleliśmy, że pozostała część pytania to już będzie pestka (tylko gdzie ten pastuszek???). Spędziliśmy tu sporo czasu zaglądając w różne zakamarki. Niestety dom ze “zmarszczkami” był cały pokryty rusztowaniem, co zdecydowanie utrudniało rozwiązanie zagadki. Podnosiliśmy wiszące na rusztowaniu płachty, właziliśmy w różne dziury, a pastuszka ni widu, ni słychu… Chcieliśmy się już nawet poddać! W pewnym momencie podszedł do nas jednak pewien sympatyczny pan (mieszkaniec bloku naprzeciwko), pytając co my tu porabiamy. Okazało się, że od kilku tygodni obserwuje różnych dziwnych ludzi kręcących się po okolicy i wspinających się po rusztowaniach – aż w końcu postanowił kolejnych (czyli nas) zapytać o co tu chodzi, czego wszyscy tak namiętnie szukają. Wytłumaczyliśmy zatem jaki mamy dylemat, a pan oznajmił nam, że przecież pastuszek grający owieczkom to płaskorzeźba znajdująca się na zakrytej podczas remontu elewacji. Pokazał nam też skąd należy patrzeć, by móc go dostrzec pod płachtą… I tak oto udało nam się rozwiązać kłopotliwe zadanie, a pana już nie nurtują wątpliwości co do stanu umysłu warszawskich rowerzystów… Co więcej, dowiedzieliśmy się, że budynek ten był prezentem Jana Wedla dla jego żony.
Odpowiedź na kolejne pytanie znowu znajdowała się na ścianie domu, który sprawdzany był po wojnie przez Saperów Wojska Polskiego.

Pojawił się również bardziej współczesny element wśród zagadek. Tym razem chodziło o neon “Ciuchy” z francuskim akcentem w tle na sklepie z używaną odzieżą:

 Na koniec rajdu przy lwach z dawnego Kina Moskwa zrobiliśmy sobie drużynowe zdjęcie:

Rajd ukończyliśmy tuż za podium, także niestety nagród nie zgarnęliśmy ;p
Możemy się jednak pochwalić zdobyciem maksymalnej liczby punktów. Nie udało nam się otrzymać jedynie premii za nasze cudowne zdjęcie “Złap chwilę”*:

* Ponieważ pogoda już była zdecydowanie jesienna, zmuszeni byliśmy robić częste przystanki na wytarcie nosa i tak właśnie powstało powyższe zdjęcie.

Trasa:

Pobieranie

Łysa Góra [ok. 100 km]

Nadszedł 1 października, a tu za oknem taka pogoda, że nie wypada siedzieć w domu! Wsiedliśmy więc czym prędzej na nasze rowery, bo w końcu nie wiadomo czy nadarzy się jeszcze okazja na wycieczkę w tym roku…

Tym razem naszym celem była “Łysa Góra” niedaleko Otwocka.
Ruszyliśmy Trasą Siekierkowską, później ulicą Kadetów i Lucerny dotarliśmy do Wawra. Następnie skierowaliśmy się na południe przez Józefów, przeprawiliśmy się przez Świder (ale niestety nie w najpiękniejszym jego miejscu) aż dotarliśmy do Otwocka.

Tutaj wstąpiliśmy na chwilkę do parku miejskiego, znajdującego się przy dawnym kasynie, w którym obecnie mieści się L.O. im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Budynek otwarto z wielką pompą w 1933 roku. Był tu teatr, kino, pokoje do gier klubowych, restauracja i sala balowa. W zamyśle powstać miało w Otwocku kasyno dla warszawskiej klienteli, stanowiące konkurencję dla Sopotu. Jednak nie otrzymano koncesji na ruletkę, a prasa i okoliczni mieszkańcy dodatkowo protestowali przeciwko jaskini hazardu.
Więcej na temat historii budynku można przeczytać w artykule Otwockie kasyno bez panienek i ruletki.
Jadąc dalej, zajrzeliśmy do Muzeum Ziemi Otwockiej, gdzie można dowiedzieć się m.in. o historii okolic. Akurat odbywał się plener malarski.



Jedna z atrakcji muzeum jest nie dawno odrestaurowany czołg T 34.
Dalsza droga w kierunku naszego celu biegła leśnym traktem.
Na koniec czekał nas podjazd pełen korzeni, ale nie było najgorzej…
dookoła nie tylko pachniało grzybami:
No i wreszcie, Łysa Góra zdobyta :)
Łysa Góra jest wydmą wznosząca się na ok. 119 m n.p.m.
W okolicy krążyły przerażające historie o zlotach czarownic, które odbywały się w tym miejscu. Dzisiaj czarownice można było policzyć na palcach jednej ręki…
Strzeliliśmy kilka fotek;)
Jak widać na mapie naszej trasy, teren w okolicy Łysej Góry jest dosyć … łysy – co jest wynikiem wielkiego pożaru. Jednak las się odbudowuje i wszędzie dookoła z piachu wyrastają już młode drzewka. W tle na zdjęciu poniżej widać komin ciepłowni w Karczewie:

Czekał nas teraz zjazd z góry, zdecydowanie bardziej piaszczysty niż wcześniejszy podjazd…
kolarka wyraźnie przegrywała z górskim ;P

Dzisiejszy dzień pozwalał nasycić wiele zmysłów – unosił się piękny zapach jesieni, ptaszki nam ćwierkały, a do tego było niesamowicie kolorowo:

Widzieliśmy jeszcze potworzaste drzewa:


Już blisko Karczewa zajrzeliśmy nad Jezioro Torfy. Żyją tu sobie łosie, sarny, borsuki, ptaki błotne, różne gady i płazy, a kiedyś można było też spotkać żółwie błotne.
Przy wyjeździe z Mazowieckiego Parku Krajobrazowego poznaliśmy się z nadzwyczaj wesołym pieskiem, Zuzią. Zuzia niestety biegała w takim tempie, że nie sposób byłoby zdążyć zrobić jej zdjęcie.
W Karczewie zobaczyć można cmentarz żydowski. Dosyć zniszczony, znajduje się na piaskach wydmy. Został założony prawdopodobnie pod koniec XVIII w., podczas II wojny światowej Niemcy dokonywali na jego terenie egzekucji.
Później cmentarz ulegał dewastacji, a od 2002 r. zaczęto się nim bardziej interesować – został ogrodzony i nieco uporządkowany.
Słynne jest zdjęcie Tomasza Tomaszewskiego przedstawiające psa odgrzebującego kość z piachu.
Ulica w Karczewie:
I jeszcze pomnik poległych w czasie wojny:
Za Karczewem udaliśmy się w stronę Otwocka Małego, następnie skierowaliśmy się na południe.
W Otwocku Wielkim podjechaliśmy do pięknego barokowego pałacu. Znajduje się on na wyspie o nazwie Rokola, leżącej na jeziorze będącym starorzeczem Wisły.
Został zbudowany pod koniec XVII w przez wybitnego architekta barokowego – Tylmana z Gameren.
Pałac ma ciekawą i bujną historię, miał wielu właścicieli – początkowo był siedzibą rodu Bielińskich (znajomych dworu Sasów). Jeden z nich – mianowicie Franciszek Bieliński, wsławił się wielkimi zasługami dla Warszawy, np. zainicjował brukowanie wielu ulic, czy wprowadzał oświetlenie w stolicy. W nagrodę został patronem głównej warszawskiej ulicy – Marszałkowskiej (Franciszek nosił bowiem tytuł marszałka wielkiego koronnego). Kolejny z właścicieli tego rodu, także Franciszek, również dał przykład patriotyzmu, ofiarowując swoje plony na potrzeby publiczne podczas insurekcji kościuszkowskiej. Niestety kolejni członkowie rodu Bielińskich już nie udźwignęli ciężaru sławy. Młodszy brat drugiego z Franciszków roztrwonił majątek.
Później pałac był jeszcze w posiadaniu innych właścicieli, początkowo nikt się nim nie potrafił należycie zaopiekować, jednak w końcu go odremontowano. Niestety wkrótce wybuchła I wojna światowa, podczas której pałac został zdewastowany. Dopiero po II wojnie światowej postanowiono go dobudować i przeznaczyć na siedzibę domu poprawczego. W latach 70 został odrestaurowany i przeznaczono go na obiekt rządowy. W latach 90. przekazano go Kancelarii Prezydenta, by w 2004 r. utworzyć tu oddział Muzeum Narodowego.
Pałac gościł wiele znanych osobistości – np. częstym bywalcem był August II Mocny, a car Piotr I podobno przedstawił tu propozycję rozbioru Rzeczpospolitej. W stanie wojennym internowany był tutaj Lech Wałęsa.
Obecnie w pałacu znajduje się Muzeum Wnętrz, w którym zobaczyć można oprócz pięknych sal, także dzieła sztuki czy meble Józefa Piłsudskiego (jest tu nawet łóżko, w którym Piłsudski zmarł). Wstęp jest możliwy tylko w towarzystwie przewodnika, z którym można wejść co pół godziny w godzinach 10:00-16:00, od czwartku do niedzieli, ale jedynie w miesiącach kwiecień-październik.
Latem odbywają się tu też koncerty. Repertuar można sprawdzić pod tym linkiem, gdzie znajduje się poza tym wiele informacji i zdjęć na temat otwockiego pałacu.
Dookoła pałac otoczony jest przez zachęcający do spacerów piękny park ze starodrzewiem.


Poza tym, na terenie znajdują się także inne historyczne budynki: dworek po drugiej stronie jeziora, stajnia, spichlerz… czy stary browar, pochodzący z XVIII w, gdzie warzono piwo „Otwockie”.
Dalej jechaliśmy znowu na południe. Na polach ponownie w tym roku pojawiły się maki:

Towarzyszyły nam też motyle, jedynie unoszący się zapach jesieni przypominał, że lato już minęło…
Przez Glinki dotarliśmy w końcu do Ostrówka, gdzie wjechaliśmy na most do Góry Kalwarii.
W Górze Kalwarii nasza trasa obfitowała w kolejne premie górskie;)  zgadnijcie kto je zgarnął?  :P
* Żeby uniknąć podjazdu główną drogą pełną pędzących tirów (tak, pod górę też pędzą), wybraliśmy podjazd stromą ul. Św. Antoniego, dodatkowo wyłożoną nierówną kostką brukową. Jednak ulica ta jest ciekawa chociażby ze względu na fakt, że stoi przy niej kaplica Św. Antoniego pochodząca z XVIII w., ze słynącą z cudów figurką świętego. Obok bije źródełko z wodą pitną, która ponoć ma właściwości lecznicze.
W okolicach Góry Kalwarii mijaliśmy jeszcze jabłonki pełne owoców… W pewnym momencie usłyszeliśmy donośny dźwięk, po czym prosto na nas zza drzew wyleciał stary myśliwiec, jak w wojennym filmie…

Po raz kolejny wróciliśmy przez Konstancin, Powsin i Kabaty.

Podsumowując, odwiedziliśmy dziś .. trzy Otwocki! A także udało nam się na koniec sezonu dotrzeć do kilometrowej 100tki!

 

Trasa:

Pobieranie

Warka [ok. 71 km]

Dzisiejszego dnia ponownie wspomogliśmy się transportem Kolei Mazowieckich, by dotrzeć do położonej na południe od Warszawy Warki.

Przed podróżą okazało się, że mamy jeszcze godzinę do odjazdu pociągu (straszne z nas gapy, bo sprawdziliśmy rozkład jazdy dla dni roboczych) – spędziliśmy ją wygrzewając się na słońcu w Parku Świętokrzyskim przy Pałacu Kultury. Nie byliśmy sami, towarzyszyły nam sroki i wrony, które używały fontanny do namaczania pieczywa:
Sama podróż była ciekawym przeżyciem ze względu na liczne grono rowerzystów wybierających się o tej porze roku na przejażdżki. Na szczęście wszyscy upchnęliśmy się w wagonie, a to lekkie zatłoczenie sprzyjało zawieraniu znajomości – a przynajmniej krótkim pogawędkom. My wysiedliśmy już jako ostatni na stacji w Warce.
Zwiedzenie zaczęliśmy od Placu Stefana Czarnieckiego.

Taką nazwę nadano tutejszemu rynkowi ze względu na fakt, że w czasie potopu szwedzkiego Stefan Czarniecki pobił w bitwie pod Warką wojska szwedzkie.
Potem pojechaliśmy dalej i … tyle udało nam się zobaczyć z muzeum Kazimierza Pułaskiego. Niestety cały teren był zamknięty ze względu na remont w ramach rewitalizacji całego zespołu parkowo-pałacowego (ma być skończony w maju 2012 r).
Pałac znajduje się we wschodniej części Warki, Winiarach. W XVIII w. obiekt należał do rodziny Pułaskich. Później zmieniał właścicieli, gościł wielu wybitnych artystów, znanych polityków. Po wojnie, zanim założono muzeum, mieściło się tu jeszcze liceum ogólnokształcące z internatem.
Wracając spod bramy muzeum minęliśmy zakłady produkcyjne wina z Warki, niestety sklep firmowy był nieczynny ;)
Udaliśmy się więc w stronę rzeki. Tutaj widać było skarpę i znajdujące się na niej kościoły:

  •  barokowy kościół Matki Boskiej Szkaplerznej, który dawniej był klasztorem franciszkańskim:

Stanowi on miejsce pochówku książąt mazowieckich – Trojdena i Konrada II Czerskiego. Znaleźć tu można również grób księżnej Danuty Anny.

  • i (również barokowy) kościół św. Mikołaja, pochodzący z lat 1603-61:

Jeszcze tylko krótki odpoczynek nad Pilicą,
(gdzie można wypożyczać kajaki, organizowane są też spływy – na trasach od 7 do 40 km)



i ruszyliśmy w drogę  powrotną do Warszawy.
Na naszej trasie minęliśmy jeszcze słynne browary, niestety również tutaj bez degustacji :p
Droga początkowo prowadziła przez równie słynne gospodarstwa sadownicze.
Była przyjemna i pusta – chociaż musieliśmy jechać cały czas pod słońce
(ale co tu grymasić, skoro taka ładna jesienna pogoda:)


W Chynowie przejechaliśmy koło drewnianego kościoła pochodzącego z z XVII w:
Kanałek mijany po drodze w Julianowie :
Samoloty zniżające się do lądowania utwierdzały nas, że jedziemy w dobrym kierunku…
Jak zwykle, także i podczas tej wycieczki nie zabrakło piachowych dróg…
Pod koniec wylądowaliśmy jeszcze  w Zimnych Dołach, gdzie sporo rodzin (zwłaszcza z dziećmi) postanowiło spędzić weekendowy czas.

Zimne Doły znajdują się na terenie Chojnowskiego Parku Krajobrazowego, między Żabieńcem a Zalesiem Górnym.
Jest to popularne miejsce rekreacyjne z miejscami do rozpalania ogniska, placem zabaw dla dzieci, stawami. Można też wspinać się po parku linowym “Małpi Gaj”.
My po krótkim odpoczynku wróciliśmy przez Konstancin i Powsin do domu.

 

Trasa:

Pobieranie

Masa krytyczna śladami Marii Skłodowskiej-Curie [ok. 17 km]

W niedzielę wzięliśmy udział w kolejnej edycji specjalnej Masy Krytycznej. Tym razem Centrum Nauki Kopernik zorganizowało przejazd trasą prowadzącą przez miejsca związane ze słynną polską noblistką, Marią Skłodowską-Curie.

Nie każdy wie, że Skłodowska pochodziła z rodziny najliczniej w historii nagradzanej Noblami – sama otrzymała tę nagrodę najpierw w 1903 r. (razem z mężem Piotrem Curie) w dziedzinie fizyki, następnie w 1911 r. (już samodzielnie) w dziedzinie chemii; Nobla dostała także jej córka Irene oraz dwaj zięciowie – Fryderyk Joliot-Curie i Henri Labouisse. Maria była rodowitą warszawianką, jednak od czasu studiów na Sorbonie mieszkała już do końca życia w Paryżu.

A wracając do masy – start znajdował się przy Centrum Nauki Kopernik, gdzie przy okazji odbywał się piknik naukowy. Były stoiska, w których można było przeprowadzać różne eksperymenty (głównie dzieci miały radochę).
Z kolei na masie odbywał się konkurs na najlepsze przebranie z epoki Marii Skłodowskiej-Curie. Kilka rowerzystek nawet się nieźle ucharakteryzowało…

Tutaj już ustawiamy się na starcie:

Spod Centrum skręciliśmy w ul. Zajęczą, a potem Książęcą dotarliśmy do Placu Trzech Krzyży.
Dalej jechaliśmy Alejami Ujazdowskimi, Piękną, przez Plac Konstytucji do Śniadeckich – w domu pod numerem 8 istniała do czasu II wojny światowej pierwsza w Polsce pracownia radiologiczna otwarta przez Marię Skłodowską-Curie.

Ze Śniadeckich wyjechaliśmy na Plac Politechniki – na uczelni tej Maria była witana z honorami, a w 1926 r. Wydział Fizyki nadał jej tytuł doctora honoris causa. W holu gmachu głównego stoi też (odsłonięty w 2005 r.) pomnik uczonej.
Potem dojechaliśmy (i nawet mieliśmy tu postój) do Centrum Onkologii – Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie na Wawelskiej. Dawniej był to Instytut Radowy, pod który noblistka położyła w 1925 r. kamień węgielny i zainicjowała jego budowę. Parę lat później uroczyście go otworzyła i posadziła z tej okazji miłorząb. Ofiarowała także należący do niej gram radu, co było cennym gestem, bowiem wyizolowanie 0,1 g czystego radu wymagało przerobienia kilku ton (sic!) smółki uranowej. Na zdjęciu poniżej Instytut widoczny jest po prawej.
Grójecką dotarliśmy do Placu Zawiszy, a następnie udaliśmy się Alejami Jerozolimskimi do skrzyżowania z Marszałkowską.
Tutaj przed wojną mieścił się Dworzec Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, z którego uczona wyjechała na studia do Paryża, a potem tu wysiadała, podczas swoich podróży do Polski. Dziś w tym miejscu stoi słup z podanymi odległościami do innych miast polskich i europejskich. Niedaleko znajduje się też dworzec Warszawa-Śródmieście.

Marszałkowską przejechaliśmy obok Parku Saskiego. Wiąże się z nim anegdota: stał tu niegdyś (przed nieodbudowanym obecnie Pałacem Saskim) obelisk wystawiony na polecenie cara – ku czci polskich generałów, którzy odmówili udziału w antycarskim powstaniu listopadowym. Polscy patrioci przechodząc tędy przystawali przed pomnikiem i spluwali na napis „Polakom wiernym swojemu monarsze”. Podobno również i Maria Skłodowska-Curie przechodząc tędy nie zapominała o tym rytuale.
Potem przejechaliśmy Elektoralną, Aleją Jana Pawła II do skrzyżowania Karmelickiej i Nowolipek. Tutaj znajdował się ważny punkt na naszej trasie, mianowicie miejsce, gdzie Maria mieszkała wraz z rodziną. Niestety sam budynek uległ zniszczeniu podczas wojny. (Skłodowska urodziła się na ul. Freta 16, ale już po roku od tego wydarzenia rodzina przeprowadziła się na Nowolipki).
Fajną inicjatywą było to, że na masie w miejscach związanych z noblistką stały osoby trzymające banery z krótkimi opisami wyjaśniającymi ów związek, tak jak na zdjęciu poniżej (przy okazji pozdrowienia dla koleżanki ze studiów;)
Następnie ulicą Andersa dotarliśmy do Placu Bankowego i skręciliśmy w Senatorską dojeżdżając do Placu Teatralnego. W Pałacu Jabłonowskim (dawnym Ratuszu) wręczono Skłodowskiej w 1925 r. Dyplom Honorowego Obywatela Warszawy. Wtedy też odczytano akt założenia fundacji tworzącej Instytut Radowy w Warszawie.

Skierowaliśmy się na Krakowskie Przedmieście. Tutaj znajduje się wiele miejsc związanych z noblistką.
W miejscu Centralnej Biblioteki Rolniczej znajdowało się kiedyś Muzeum Przemysłu i Rolnictwa, z laboratorium naukowym, gdzie Maria wykonywała doświadczenia chemiczne przy okazji przygotowań do egzaminów na Sorbonę. Skłodowska stwierdziła później: „Gdyby mnie w Warszawie dobrze nie nauczyli analizy chemicznej (…) nie wydzieliłabym radu”.

Przy skrzyżowaniu z Karową znajduje się słynny Hotel Bristol, gdzie w Sali Malinowej w 1913 r. został zorganizowany bankiet na cześć Marii Skłodowskiej-Curie. Podobno noblistka podczas przemówień cały czas coś sobie notowała. Potem przyznała się siostrze, że nie słuchała przemówień na jej cześć, lecz rozwiązywała skomplikowane zadanie matematyczne – i była bardzo szczęśliwa, ponieważ udało się jej je rozwiązać.

Z kolei w Hotelu Europejskim też odbyło się jedno ze spotkań z noblistką.

Dalej, przy skwerze Bolesława Prusa mieściło się za czasów Marii Skłodowskiej Żeńskie Gimnazjum, ukończone przez nią ze złotym medalem.

Następny na trasie Uniwersytet Warszawski zaproponował Marii Skłodowskiej-Curie objęcie Katedry Fizyki Eksperymentalnej, jednak uczona nie przyjęła tego stanowiska. Uczestniczyła natomiast na UW w inauguracji roku akademickiego 1921/22, a 3 lata później wygłosiła wykład na temat głównych kierunków współczesnych badań nad promieniotwórczością. Uniwersytet nadał jej wtedy tytuł honorowego Profesora Wydziału Filozoficznego.

W Pałacu Staszica przy Nowym Świecie znajdowało się Towarzystwo Naukowe Warszawskie, którego Skłodowska była Honorowym Członkiem. Maria również tutaj wygłosiła wykład o funkcjonowaniu Instytutu Radowego w Paryżu. W 1997 r. jedną z sal nazwano imieniem dwukrotnej noblistki.

I na koniec naszego przejazdu meta i tradycyjne podnoszenie rowerów:
I jeszcze widok na Centrum Nauki Kopernik z mostu Świętokrzyskiego:

 

Trasa:

Pobieranie

Twierdza Modlin [ok. 94 km]

W sobotę wybraliśmy się na planowaną od dawna wycieczkę do Twierdzy Modlin. Dzień wcześniej dowiedzieliśmy się, że akurat w ten weekend ma być obchodzona rocznica obrony Modlina, z okazji której zrekonstruowane zostaną te wydarzenia. Tym bardziej ucieszyliśmy się z tej historycznej wyprawy…

Jednak na samym początku drogę zagrodził nam szlaban – i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że pociąg, który za owym szlabanem przejeżdżał w iście żółwim tempie, kiedy już miał nas minąć – zatrzymywał się i zaczynał cofać… i tak parę razy, przepychając kolejno odczepiane od niego wagony. Po tej wymuszonej przerwie ruszyliśmy w końcu w dalszą drogę.

Przejeżdżając przez Łomianki czekała nas kolejna niespodzianka, historyczna atrakcja w postaci uroczystych przygotowań do mającej się odbyć później rekonstrukcji wielkiej bitwy i szarży ułanów w Łomiankach.

Przeszła wojskowa orkiestra, przygotowywano się do oficjalnych przemówień, przybywało coraz więcej okolicznych mieszkańców… My jednak musieliśmy ruszać w dalszą drogę.

Kawałek dalej przejechaliśmy przez baśniowe miejsce, gdzie można odkrywać ulice imienia swoich ulubionych bohaterów z dzieciństwa (i nie tylko). Oto kilka zdjęć z Dziekanowa Bajkowego:



Dalsza podróż zawiodła nas na niezwykle urokliwe ścieżki, jak np. tutaj – przez aleję, w której można było posłuchać o czym szumią wierzby…
Wkrótce dotarliśmy nad Jezioro Dziekanowskie – czyli starorzecze Wisły, które zmieniło swój kształt po tym jak w latach 50. usypano wały przeciwpowodziowe.
Latem można tu ponoć wypożyczyć różne sprzęty do pływania.
W okolicach Dębiny skręciliśmy w las, aby obejrzeć bunkry, które nasi czytelnicy powinni pamiętać z opisu wycieczki Dżako “Puszcza 2” ;) Podjechaliśmy jednak z innej strony, przez co niestety nie były dobrze widoczne, a przepływający tędy strumyk uniemożliwiał nam podejście bliżej. Nie wspominając już o czyhających na nas komarach…
Kiedy byliśmy już blisko twierdzy – czekała nas jeszcze jedna z wielu mozolnych wspinaczek podczas dzisiejszej wyprawy… musieliśmy wspiąć się na Most Obrońców Modlina 1939.
Po wejściu na most mogliśmy dojrzeć nie tylko zabudowania twierdzy,
ale również obserwować jak Narew łączy się z Wisłą.
Następnie trzeba było zejść w dół…
Do twierdzy próbowaliśmy się dostać od strony zachodniej – nie było to łatwe. Czekały na nas różne rodzaje krzaków, pozarastane ścieżki, ostre zarośla drapiące nogi, powalone drzewa, strome górki, na które ciężko było się wspiąć razem z rowerem, no i oczywiście komary. Dzielnie sobie jednak poradziliśmy i dotarliśmy na miejsce – na ul. Bema.
* Twierdza Modlin to unikatowy zespół budowli obronnych w skali całej Europy. Powstał z inicjatywy samego Napoleona Bonaparte, który decyzję o budowie podjął 1 grudnia 1806 r. (wcześniej, pod koniec XVIII w., na taki pomysł wpadli Rosjanie, ale nie wcielili go w życie). Pierwotnie twierdza miała służyć jako magazyn żywności, jednak szybko jej funkcja się zmieniła. Wielokrotnie stawała w ogniu walk podczas powstań (listopadowego, styczniowego) i wojen. Pierwsza obrona twierdzy przed wojskami rosyjskimi odbyła się w 1813. W późniejszym okresie znalazła się pod panowaniem Rosjan przez 102 lata. Była wielokrotnie rozbudowywana i modernizowana. Pod koniec XX w. w związku z restrukturyzacją Wojska Polskiego jednostki stacjonujące w Twierdzy Modlin zostały rozwiązane albo przeniesione. Obecnie kompleks znajduje się w zasobach Agencji Mienia Wojskowego, jest opuszczony i niestety niszczeje.

Huk wystrzałów doprowadził nas do Reduty Napoleona. Pochodzi ona z czasów Księstwa Warszawskiego i jest jedną z czterech zachowanych tu budowli murowanych. Jest to wieża artyleryjska, na parterze znajdowały się magazyny żywności, wody i amunicji, a pomieszczenia zewnętrzne stanowiły część bojową.

Obywająca się tu rekonstrukcja “Oblężenie Modlina 1813 r” przedstawiała epizody ze starcia pomiędzy wojskami rosyjskimi a broniącymi twierdzy wojskami Napoleona.
Garnizon twierdzy tworzyły mieszane oddziały polskie, francuskie, saskie i wirtemberskie.

Rekonstrukcja robiła wrażenie, szczególnie gdy podeszło się bliżej, koło wybuchającej armaty…

Następnie podjechaliśmy pod pochodzącą z ok. 1900 r. prochownię. Kiedy zaczęto rozbudowywać Twierdzę Modlin, pojawił się problem związany z bezpiecznym przechowywaniem amunicji – właśnie wtedy powstały prochownie. Niektóre zbudowane z cegły modernizowano później betonem. Jak się podaje, w Twierdzy Modlin w okresie powstania listopadowego przechowywano ok. 12 mln ładunków karabinowych i ok. 90 tys kg prochu. Podczas powstania styczniowego zapasów było jeszcze więcej. Na terenie twierdzy również produkowano amunicję.
Naprzeciwko znajdują się budynki mieszkalne podoficerów i oficerów rosyjskich, nazywane “carskimi”, a wybudowane w latach 1897-1903 dla żołnierzy armii rosyjskiej. Posiadają dwie kondygnacje z dekoracjami na wysokości klatek schodowych. Dziś są nadal zamieszkiwane (już nie przez oficerów rosyjskich ;) , ale niestety bardzo zaniedbane.

Na zdjęciu poniżej znajduje się działobitnia Gen. Dehna, powstała w 1839 r. Jest to półokrągła wieża artyleryjska, posiadająca wielkie pole ostrzału (ze względu na fakt, iż postawiono ją na wzniesieniu). Do jej podziemi można było się dostać tunelem od strony magazynu zbożowego (tunel jest odkopany i przeznaczony do zwiedzania!). Obecnie znajduje się tu Muzeum Kampanii Wrześniowej i Twierdzy Modlin.
Jadąc dalej minęliśmy Bramę Poniatowskiego – jedną z dwóch bram zbudowanych w celu wydostania się kilkunastotysięcznej załogi poza obręb twierdzy. Od strony południowej, czyli od koszar, wzbogacona jest kolumnami toskańskimi. Nam niestety nie było dane tym razem ich obejrzeć. W przeszłości do bramy wiódł przez fosę drewniany most.
Kolejna brama to tzw. Brama Północy – jeden z najstarszych obiektów twierdzy, pochodzący z czasów Księstwa Warszawskiego (do dziś zachowała się płaskorzeźba orła Księstwa Warszawskiego – widoczna na zdjęciu poniżej). W tamtych czasach była to jedyna brama twierdzy.
Przejechaliśmy też wzdłuż bardzo ciekawego budynku, mianowicie – koszar obronnych. Rozciągają się one na długości ok. 2250 m., stanowiąc tym samym najdłuższy budynek obronny Europy. Zawierały 800 pomieszczeń, mogących pomieścić ok. 20 tys żołnierzy.
Mają od 2 do 4 kondygnacji i posiadają 3 wieże. Na zdjęciu widać ślady po kulach.
Obok koszar natrafić można na Bramę Dąbrowskiego wybudowaną w podobnym celu co Brama Poniatowskiego. Tak jak w przypadku Bramy Poniatowskiego, także i tutaj wybudowano most nad suchą fosą, aby umożliwić żołnierzom wydostanie się na zewnątrz. Most był drewniany na ceglanych filarach, które zachowały się do dzisiaj. Co ciekawe, ów most wchodził w łuk, aby pomagać w obronie przed ogniem artyleryjskim przeciwnika.
Na koniec podjechaliśmy jeszcze do dawnej stacji gołębi pocztowych (gołębie wykorzystywano do przesyłania meldunków). Budynek posiada metalowe pręty na których siadały ptaki – jednak jest tak zarośnięty, że niewiele można zobaczyć (zwłaszcza jak dodatkowo atakuje Was stado wygłodniałych komarów).
Wracając z Modlina, z mostu na Narwii widzieliśmy jeszcze ruiny spichlerza. Wybudowano go w 1844 r. Oprócz funkcji magazynowych, pełnił także te obronne. Zaprojektowany przez polskiego architekta – Jana Jakuba Gaya (autora m.in. papierni w Konstancinie, którą już przedstawialiśmy na naszym blogu), uważany był za najpiękniejszy gmach Królestwa Polskiego.
Nie udało nam się obejrzeć wszystkich budynków Twierdzy Modlin (zostało nam na następny raz np. Kasyno Oficerskie, Wieża Wodna, Czerwona i Biała czy Cmentarz Wojenny). Jest to ogromny teren, w dodatku bardzo zaniedbany i zarośnięty. Nie wszystkie obiekty są niestety dostępne. Mimo, że teren posiada wielki potencjał, w mediach można co jakiś czas usłyszeć o kłopotach ze sprzedażą twierdzy. Pomimo podejmowania kolejnych prób sprzedaży i obniżania cen – nikt nie chce jej kupić (Twierdzę chciałaby przejąć gmina Nowy Dwór Mazowiecki, jednak chciałaby to zrobić za darmo, na co nie chce się zgodzić Agencja Mienia Wojskowego). Prób już podejmowano bodajże 7, a cena wywoławcza została ostatnio obniżona o 70% wartości.

Powrót z naszej wycieczki był bardzo przyjemny – przejechaliśmy przez Chotomów i Legionowo, gdzie wpadliśmy na obiad. Następnie obejrzeliśmy sobie ładne domki na Białołęce Dworskiej i wjechaliśmy na ścieżkę wiodącą przez las. Przebiliśmy się przez Kanał Żerański i dotarliśmy na Bródno, skąd Mostem Gdańskim dojechaliśmy do metra, no i do domu!

 

Trasa:

Pobieranie